Menu Zamknij

Kijów: jak działają instytucje i muzea w czasie wojny

Byłem parę dni w Kijowie, dużo się dzia­ło i tro­chę potrwa, zanim opra­cu­ję sobie wszyst­ko, cze­go się dowie­dzia­łem, co usły­sza­łem, zoba­czy­łem, i ogar­nę licz­ne mate­ria­ły i książ­ki, któ­re kupi­łem albo dosta­łem. W tym miej­scu chciał­bym się sku­pić na funk­cjo­no­wa­niu dużych insty­tu­cji w cza­sie wojny.

"Znaczek pocztowy" przed budynkiem Rady Miejskiej w Kijowie - Infosprotyw. Fot. Jacek Świąder
„Znaczek pocz­to­wy” przed budyn­kiem Rady Miejskiej w Kijowie – Infosprotyw. Fot. Jacek Świąder

Spotkania, któ­re odby­li­śmy przez kil­ka dni w Kijowie – jako dele­ga­cja dzien­ni­ka­rzy z Polski – były kul­tu­ral­no-poli­tycz­ne, spo­łecz­no-poli­tycz­ne, doty­czy­ły poli­ty­ki histo­rycz­nej, infor­ma­cyj­nej, kul­tu­ral­nej, mię­dzy­na­ro­do­wej w sen­sie euro­pej­skim, glo­bal­no­po­łu­dnio­wym i innym. Raczej prze­wa­ża­ły tema­ty poli­tycz­ne, ale też było tro­chę o kul­tu­rze i o tym, jak dzia­ła w warun­kach woj­ny. Tyle wie­dzy i mądrych osób.

Stamtąd wszyst­ko, co zosta­ło w Polsce, wyda­wa­ło się małe, maleń­kie i nie­waż­ne. Np. to, że pra­wie każdy/a musiał/a zabrać głos na temat głu­piej akcji pro­mo­cyj­nej jakie­goś radia z Krakowa. Dosłownie też małe – w sen­sie archi­tek­tu­ry i urba­ni­sty­ki Warszawy – bo po dro­dze do domu prze­jeż­dża­łem przez MDM i nasze „wiel­kie zało­że­nie socre­ali­zmu” oka­za­ło się skrom­ne, pro­ste, zwy­kłe, pozba­wio­ne ozdób. Z tego same­go mio­tu co kijow­skie, ale „dla ubo­gich”. Dworzec-barak imie­nia Romana Dmowskiego, pla­sti­ko­we wie­żow­ce a la Hongkong z prze­ce­ny, budże­to­wa dewe­lo­per­ka, niby wiel­kie Pole M., w któ­re­go każ­dy zaką­tek prze­ni­ka ulicz­ny hałas... Nagle wyda­ło mi się to takie o, tym­cza­so­we, tyl­ko pyk­nąć bom­bę i roz­sy­pie się po zie­mi jak bab­ka z piasku.

I jesz­cze otwar­te z hukiem po 20 czy 30 latach glę­dze­nia MSN, jak­by prze­kle­jo­ne z inne­go świa­ta, za dobre. Też z ogo­nem sta­re­go dobre­go pola­ko­wa­nia – żale o wej­ściów­ki na kon­cert w audy­to­rium na 400 osób, dra­ma­ty­zo­wa­nia, że pie­rze­ja, że za duża klat­ka scho­do­wa, za duże sale, przy­się­gi, że noga nie posta­nie. No ludzie! W Polsce wiel­kie się koń­czy, zanim wstęp prze­le­ci. Ale przy­wyk­nę, przy­wyk­nę znowu.

*

Parafrazując pio­sen­kę Grzegorza Nawrockiego, w Kijowie wszyst­ko jest dwa razy wyż­sze – i wszy­scy mają 10x wię­cej pro­ble­mów 10x więk­szej wagi. Instytucje takie jak muzea, teatry, cen­tra fil­mo­we i muzycz­ne, mają np. taki pro­blem: cen­na wła­sność pań­stwa musi być prze­cho­wy­wa­na w bez­piecz­nym miej­scu, a to może być cał­kiem dale­ko od danej gale­rii czy archi­wum, dobrze wyko­nu­ją­cych to zada­nie w cza­sach poko­ju. W przy­pad­ku dzieł z XV wie­ku sam trans­port (tem­pe­ra­tu­ra, wil­got­ność) może zro­bić nie­od­wra­cal­ne szko­dy, a kto w ogó­le myślał o cho­wa­niu prac w schro­nach czy o orga­ni­zo­wa­niu schro­nów pod muze­ami przed 2022 rokiem.

Muzeum Chanenków (w 2022 bom­ba spa­dła 20 m od nie­go, uszko­dzi­ła dach i ścia­nę, pole­ca­łem wte­dy zbiór­ki) ma naj­więk­szą w Ukrainie kolek­cję daw­ne­go malar­stwa, rów­nież euro­pej­skie­go czy dale­ko­wschod­nie­go. Dziś poka­zu­je głów­nie gołe ścia­ny. Parter zamie­ni­ło w gale­rię, w któ­rej daw­na publicz­ność „kla­sy­ki” oglą­da nie­du­że obra­zy i szki­ce współ­cze­snych arty­stów. Od 24 lute­go 2022 nie było dnia, żeby do muzeum nie przy­cho­dzi­ło co naj­mniej 5–6 osób z zało­gi. Trzeba dzia­łać jak w nor­mal­nym cza­sie, pra­co­wać, dbać o publicz­ność i przyj­mo­wać gości. Wnętrza muzeum moż­na zoba­czyć np. w fil­mie „Cienie i ściany”:

- Każdy kraj, kie­dy zda sobie spra­wę, że przed nim wiel­kie zagro­że­nie, przy­go­to­wu­je się na nie zawcza­su. Publicznie nasz kraj się do tego nie szy­ko­wał – mówi w fil­mie dyrek­tor­ka gene­ral­na Muzeum Chanenków Julia Vahanova. – Przed peł­no­wy­mia­ro­wą inwa­zją żad­ne muzeum nie dosta­ło z mini­ster­stwa czy z orga­nu zarzą­dza­ją­ce­go żad­nych reko­men­da­cji co do przy­go­to­wa­nia (lub nie) ewa­ku­acji zbio­rów. Bez tego nie­ła­two było prze­ko­nać zespół, że napraw­dę musi­my zro­bić listy, kupić mate­ria­ły do pako­wa­nia, pomy­śleć o ewa­ku­acji kolek­cji, zdję­cia wysta­wy, że mogą być potrzeb­ne skrzy­nie. Mózg w ogó­le nie dopusz­czał myśli, że to może być konieczne.

Kolekcji nie moż­na było wywieźć za gra­ni­cę (i tam np. kon­ser­wo­wać czy digi­ta­li­zo­wać), co pro­po­no­wa­ły róż­ne kra­je i insty­tu­cje, bo bra­ko­wa­ło regu­la­cji. Do dziś zresz­tą nie wia­do­mo, w jakim momen­cie, na jakich warun­kach takie wywie­zio­ne dzie­ła mia­ły­by i mogły­by zostać zwró­co­ne do kra­ju. Teraz rów­nież nie da się zapla­no­wać dzia­łań. Dobrze, że część kul­tu­ral­ne­go bogac­twa Ukrainy jeź­dzi po Europie i świe­cie w ramach wystaw. Od 5 grud­nia eks­po­na­ty z Muzeum Chanenków będzie moż­na oglą­dać na wysta­wie na Zamku Królewskim w Warszawie, co da rów­nież oka­zję do ich konserwacji.

W Muzeum Chanenków. Fot. Jacek Świąder
W Muzeum Chanenków. Fot. Jacek Świąder

Są też pro­ble­my kadro­we. Z Ukrainy wyje­cha­ła, zgi­nę­ła lub zna­la­zła się na fron­cie jed­na czwar­ta popu­la­cji. Każdy pra­cow­nik płci męskiej może dostać powo­ła­nie do armii, choć­by był naj­lep­szym lub jedy­nym spe­cja­li­stą w swo­jej dzie­dzi­nie, bez któ­re­go np. nie da się odpo­wied­nio digi­ta­li­zo­wać zbio­rów. Instytucje mogą chro­nić jedy­nie część pra­cow­ni­ków, a dyrek­cja ma przy­kry obo­wią­zek wyzna­cze­nia, kto będzie bez­piecz­ny. Reszta może zostać zatrzy­ma­na w domu czy na uli­cy. Spośród 40 osób pra­cu­ją­cych w Centrum Dowżenki (przed peł­no­wy­mia­ro­wą inwa­zją 50) w armii jest obec­nie czte­rech specjalistów.

Na fron­cie są rów­nież pra­cow­ni­cy Filharmonii Narodowej Ukrainy, z jed­nym z nich, muzy­kiem, nie ma kon­tak­tu. – Ochroną moż­na objąć 50 proc. męż­czyzn, pierw­szeń­stwo mają soli­ści, dyry­gen­ci i muzy­cy poni­żej 60. roku życia, a miejsc jest za mało dla nich wszyst­kich – tłu­ma­czy Natalia Stec, dyrek­tor­ka fil­har­mo­nii, któ­ra szczy­ci się 15 pre­mie­ra­mi w ostat­nim sezo­nie i aż 1120 kon­cer­ta­mi. Część z nich odby­ła się w Salonie, czy­li bun­krze pod budyn­kiem fil­har­mo­nii. Bywało, że prze­rwa­ny kon­cert trze­ba było dokoń­czyć wła­śnie tam. W ramach sezo­nu 2023/2024 muzy­cy wystę­po­wa­li też na 20 pla­cach mia­sta – wszyst­kie insty­tu­cje sta­ra­ją się być bli­żej spo­łe­czeń­stwa. Istotne dla wszyst­kich wymie­nio­nych jest utrzy­ma­nie publicz­no­ści i zdo­by­wa­nie nowej, któ­rą przy­cią­ga­ją młod­si arty­ści. W ostat­nim sezo­nie w fil­har­mo­nii wystą­pi­ło 15 arty­stek i arty­stów zagra­nicz­nych. Z kolei wyjaz­dy orkie­stry w dru­gą stro­nę, za gra­ni­cę, są utrud­nio­ne, bo męż­czyź­ni muszą przed­tem przejść w Ministerstwie Kultury odpo­wied­nią procedurę.

*

Mimo to rze­czy się dzie­ją, np. 24 paź­dzier­ni­ka otwo­rzy­ła się w Kijowie wysta­wa World Press Photo 2024 ze 129 zdję­cia­mi lau­re­atów z 31 regio­nów, w tym pro­jek­tem „War Is Personal” Julii Kochetovej (ilu­stra­cje Oleksandr Komiakhov, muzy­ka Daria Kolomiec) oraz pra­cą Johanny-Marii Fritz o skut­kach znisz­cze­nia tamy w Kachowce. WPP jest poka­zy­wa­ne w Kijowie dopie­ro po raz dru­gi. Wczoraj, 25 paź­dzier­ni­ka, w Młodym Teatrze pre­mie­rę miał słyn­ny musi­cal „Kabaret” w reży­se­rii Ołeny Kolyadenko. Bilety po 3000 hryw­ni, czy­li ok. 300 zło­tych, bo licen­cja obej­mu­je tyl­ko 20 poka­zów. Kierownikiem muzycz­nym i dyry­gen­tem jest Dmytro Saracki, za sce­no­gra­fię i kostiu­my odpo­wia­da Daria Biła, cho­re­ogra­fia – Freedom Ballet.

PinchukArtCentre, któ­re w mie­ście pozba­wio­nym pań­stwo­we­go muzeum sztu­ki nowo­cze­snej peł­ni tę funk­cję (cho­dzi rów­nież o doku­men­ta­cję i digi­ta­li­za­cję), od trzech tygo­dni poka­zu­je wysta­wę prac 21 arty­stów i arty­stek poni­żej 35. roku życia ubie­ga­ją­cych się o Future Generation Prize (100 tys. dol. dla zwy­cięż­czy­ni, do tego 200 tys. dol. do podzia­łu dla nawet pię­cior­ga wyróż­nio­nych). W tej edy­cji zgło­si­ło się 12 tys. arty­stów ze 177 kra­jów. Nie było pre­se­lek­cji, odrzu­co­no tyl­ko pra­ce osób z Białorusi i Rosji, któ­re popar­ły inwazję.

Na wystawie Tiberija Silwaszi. Fot. Jacek Świąder
Na wysta­wie Tiberija Silwaszi. Fot. Jacek Świąder

Tę wysta­wę obej­rza­ło parę osób z naszej gru­py, ja wybra­łem się w tym cza­sie do księ­gar­ni Sens, o czym pew­nie jesz­cze napi­szę. Natomiast wszy­scy mie­li­śmy oka­zję oglą­dać wiel­ką retro­spek­ty­wę Tiberija Silwaszi (Tiberiy Silvashi; ur. 1947), wybit­ne­go arty­sty z Zakarpacia od dekad pra­cu­ją­ce­go w Kijowie. Eksponowane w Domu Ukraińskim „Kola Silvashi” (Kręgi. Silwaszi) połą­czo­no z wysta­wą arty­stów, któ­rzy się nim inspi­ro­wa­li. Przekorny boha­ter wysta­wy rze­czy­wi­ście zyskał na odej­ściu w latach 80. od malar­stwa figu­ra­tyw­ne­go – jego póź­niej­sze pra­ce są nie tyl­ko „ład­ne” czy „impo­nu­ją­ce”, ale też jak­by bli­skie, domo­we, otwar­te dosłow­nie, tak żeby w nie wcho­dzić. Sam pomysł, żeby co więk­sze pra­ce po wysta­wach piło­wać na mniej­sze i sprze­da­wać po sztu­ce, to z jed­nej stro­ny bom­ba pod­ło­żo­na pod zasa­dy rzą­dzą­ce ryn­kiem sztu­ki (tak, wiem, na pew­no wymy­ślił to nie tyl­ko on), a z dru­giej – prak­tycz­ne roz­wią­za­nie pro­ble­mów zwią­za­nych z dużą pro­duk­cją i wiel­ko­ścią pracowni.

W skró­cie mówiąc: cza­sem z pomo­cą gene­ra­to­rów prą­du, cza­sem bez nich życie kul­tu­ral­ne Kijowa trwa.

Podobne wpisy

Leave a Reply