Śpiewa jak mazgaj, ale piekielnie zdolny. Nowa płyta King Creosote’a powstawała równolegle z filmem złożonym z archiwalnych materiałów o Szkocji, który uświetnił Igrzyska Wspólnoty Brytyjskiej na przełomie lipca i sierpnia w Glasgow. Już we wrześniu Szkoci w referendum zdecydują o pozostaniu lub nie częścią Zjednoczonego Królestwa.
Dlatego Kenny Anderson nagrał w jakimś sensie narodowy album. Od 1998 r. wydał blisko 50 płyt, większość na CD-R-ach, a ostatnich parę – w prestiżowej amerykańskiej wytwórni Domino. Współpracował nawet – z dużym powodzeniem – z mistrzem nowej elektroniki Jonem Hopkinsem.
Pomysłowość Andersona nie zna granic. Na „From Scotland With Love” słychać jego gitarę, ale też instrumenty smyczkowe i dęte, fortepian, akordeon, dzwonki, rockową perkusję i bas, chór dziecięcy. Pisze dobre piosenki i – jak się teraz okazuje – umie wykonać je w taki sposób, że każda brzmi inaczej. W dodatku nie chodzi tu o utwory instrumentalne, bo na tle zdjęć nakręconych lata temu King Creosote śpiewa świeże teksty. W kadrze oglądamy codzienność zwykłych ludzi: pracę i odpoczynek, złote czasy przemysłu ciężkiego czy rybołówstwa, ale też strajki rozpędzone czołgami w 1919 r. Jasne, że bywa wziośle, ale najlepiej smakują proste, czułe słowa napisane choćby do „Cargill”, w którym narrację prowadzą żony rybaków: „My heartstrings entangled in your net”, albo: „The sudden thrill of seeing you’re safely back/ Cargill, I’m the finest catch that you’ll land”. Żeby to rozumieć, nie trzeba filmu i nie trzeba Szkocji.
Tekst ukazał się 8/8/14 w „Gazecie Wyborczej” – w portalu więcej recenzji