Zaskakujące, choć naturalne wydawnictwo wokalistki dawniej występującej jako Furia Futrzaków. Wreszcie we własnym imieniu i na własny rachunek (choć ze starym producentem Andrzejem „Fonai” Pieszakiem).
Kinga Miśkiewicz opublikowała teraz ledwie cztery utwory, ale bez słabego punktu. Rzecz układa się w przekonującą całość elektroniczno-popowo-nostalgiczną, wreszcie są świetne teksty. Napisali je Anna Michalska (dwa) oraz Jacek Szabrański i Ten Typ Mes, każde w swoim stylu. Rzadko zdarza się, żeby ten styl tak zgrabnie mieścił się w tym, kim jest wykonawczyni. Wierzę Miśkiewicz.
Wokalistka, która należy do koncertowego składu Mesa i niejednego warszawskiego artystę uczyła śpiewu, daje popis umiejętności, ale też odsłania swoją wrażliwość. Teksty pokazują ją jako dziewczynę szukającą oryginalności, silną, ale nie nieprzystępną – nie wypowiada tego wprost, ale chce być lekiem na nudną jednorodność polskiej wokalistyki. Blisko jej w tym do Pauliny Przybysz (minus rap), tylko że ta płyta jest bardziej przebojowa od ostatniej Przybysz, jest cała po polsku i bardzo ładnie brzmi. Szukałbym tu śladów stylistyki Mesa, elektronicznego brzmienia wytwórni You Know Me i tego, co wyciągali na piosenkowych płytach Afro Kolektywu i Nerwowych Wakacji Michał Szturomski z Jackiem Szabrańskim.