Na tytułowym urządzeniu niedzielni kowboje mogą ćwiczyć, zanim wezmą udział w prawdziwym rodeo. Naśladuje ono ruchy prawdziwego byka. Kings Of Leon na nowej płycie naśladują swoje własne rodeo sprzed lat. Nagrali ją w swoim Nashville, a producentem jest sprawdzony Angelo Petraglia.
Pierwszy singiel „Supersoaker” potwierdział, że mogą to być starzy dobrzy Followillowie. Wszystko jak dawniej, no, może 31-letni Caleb śpiewa coraz lepiej – dziś już naprawdę znakomicie.
Zespół dekadę temu wszedł na scenę ze świetnymi piosenkami i własną rockandrollową prawdą. W ostatnich latach stał się maszyną do hitów i headlinerem wielkich festiwali – kojarzy się choćby z Guns’n’Roses sprzed lat. O nowej płycie muzycy mówią jako o „greatest hits” w sensie powrotu do tego, co im wychodziło najlepiej na przestrzeni lat. Na „Mechanical Bull” są momenty mocne, ale rządzi rutyna. Z błahych tekstów wyróżnia się refren-żart: „I walked a mile in your shoes / now I’m a mile away / and I’ve got your shoes”. Cha, cha. Ważne słowa to refren „It don’t matter to me” (w „Don’t Matter”) i „My motivation is gone too soon” (singiel; to pierwsze zdanie albumu). Zespół jest znudzony byciem samym sobą. Idę o zakład, że samochód, w którym puścić płytę „Aha Shake Heartbreak”, w cuglach wyprzedzi auto z „Mechanical Bull” w odtwarzaczu.
Tekst ukazał się w „Gazecie Wyborczej” 4/10/13