Menu Zamknij

Konrad Oprzędek – Polak sprzeda zmysły

Polak sprze­da zmy­sły”, zwłasz­cza po prze­czy­ta­niu pierw­szych tek­stów, wyda­wał mi się kolej­ną książ­ką zmon­to­wa­ną z repor­ta­ży pra­so­wych. Czasem krót­szych, cza­sem dłuż­szych, roz­wi­nię­tych lub nie, ale pisa­nych „do tygo­dni­ka”. A wła­śnie że nie.

Jeszcze zanim dobi­łem do poło­wy, uświa­do­mi­łem sobie, że każ­dy tekst doty­czy samot­no­ści i bycia nie­szczę­śli­wym. Albo ina­czej – poczu­cia nie­szczę­ścia i kre­su, tego, że nasz czas nie jest już niko­mu potrzeb­ny, nasze dzia­ła­nia dla niko­go nie mają zna­cze­nia, a pozo­sta­wio­ne przez nas przed­mio­ty mogą być tyl­ko ciężarem.

Nagle nawet te pierw­sze tek­sty zaczę­ły błysz­czeć, lepiej wybrzmia­ły w kon­tek­ście cało­ści. Zaczęło cho­dzić w nich nie o wsty­dli­wy czy gło­śny temat, o poczu­cie wsty­du boha­te­rów. Oczywiście, oni nie­ustan­nie porów­nu­ją się z inny­mi i mają doła, ale też mają marze­nia. A cała książ­ka ukła­da się w histo­ryj­kę od nie­na­ro­dze­nia do śmier­ci. I tyl­ko dwa tek­sty były wcze­śniej drukowane.

Jest w tej książ­ce kil­ka punk­tów naj­cie­kaw­szych, momen­tów wyco­fa­nia się znad kra­wę­dzi. Jakby – nie­ode­bra­nia tele­fo­nu, któ­ry natręt­nie dzwo­ni. Skąd mia­łem wie­dzieć, że to już, że to ten moment, gdy jestem może trzy sło­wa od tego, by życie się zmie­ni­ło? Chciałbym, chcia­ła­bym cze­goś inne­go, niż mam, ale chy­ba już za póź­no. Marzę o tym, żeby przez chwi­lę być kimś innym, ale brak mi odwagi.

To książ­ka o takich wyco­fa­niach się, o momen­tach zgo­dy. One nie są koń­cem wszyst­kie­go. Życie toczy się dalej, ja żyję, ja jestem. Nawet jeśli – jak dowia­du­je się jed­na z boha­te­rek – teraz z życia będzie już tyl­ko ujmowane.

Podobne wpisy

Leave a Reply