Pójdę za ciosem i napiszę jeszcze o paru płytach z muzyką improwizowaną. Zazwyczaj uciekam przed czymś takim w popłochu, tu jednak jestem dopieszczony, po prostu cieszą mnie te nagrania.
Zamierzałem napisać w lidzie coś o idiomie gitarowym, a jednocześnie nie wystraszyć prawdopodobnych czytelników. Czyli jednak przerzuciłem ten idiom do tekstu i umieściłem w zdaniu powyżej. Skoro mamy to z głowy, to napiszę tylko, że wszystkie trzy te płyty są ekstra, inaczej bym o nich nie pisał. Może najbardziej Hubert z Łukaszem, bo tam nie ma całej reszty instrumentów i łatwiej skupić się na działaniu każdego z nich, no i jeszcze na ich sposobach słuchania. Sposoby słuchania sa ważne w muzyce improwizowanej. Podobnie ważne jest to, żeby niczego nie zakładać przed słuchaniem, tak samo dać sobie trochę czasu też po słuchaniu. Wracać do tej muzyki. Szukać kolejnych rzeczy. Wszystkie trzy temu sprzyjają. Są zupełnie różne.
Kostkiewicz / Rychlicki „Zapis” (Absolute Fiction/Maternal Voice, 10.4.20)
Nie ma basu, bębnów czy saksofonu, tylko dwie gitary – jednak wynikiem nie jest proste zderzenie indywidualnych stylów gitarzystów Kurws i Lotto. Ich instrumenty malują, opowiadają, to opowieść z gestykulacją i wcielaniem się: jakby widzieć działający na zmiennych obrotach i z różnymi potknięciami mechanizm, ale bez dźwięku – zostaje dużo pola dla wyobraźni. Szczególnie trafił mnie sunący, krztuszący się i wreszcie mglący riff z „Seventh Pressings”, wokół którego skaczą igiełki, jakieś flażolety drugiej gitary. To nagrania z improwizowanej sesji, ale płyta sprawia wrażenie dopieszczonej, skomponowanej całości. Jest bardzo dobra.
Korzuchy „Konserwatyzm jutra” (Thisisnotarecord, 9.4.20)
Półtorej godziny improwizacji z pierwszego spotkania artystów, w którym zagrała też przestrzeń zespołu pałacowego Gdynia-Kolibki. Skład: Witkowski gitara (Nagrobki, Wolność), Gadecki saksofon (Lonker See, Olbrzym i Kurdupel), Topolski bębny (Arszyn, Synchrotrony; ma też składy z Witkowskim i Gadeckim osobno). Topolski gra dużo gęsto strzelającego werbla i hi-hatu, Witkowski tego kanciastego soundu Frippa, a Gadecki wędruje w górę i w dół, pięknie nisko rzęzi, a najlepiej mu się siedzi na twardych bitach – on lubi mieć tę podstawę. Podoba mi się to, że Witkowski używa dużo „odhumanizowujących” efektów, czego (hehe) efektem wcale nie jest nieludzkie brzmienie! Arszyn niby też nie słynie z „humanistycznego” grania, a tutaj żyw. Gadecki wiadomo. Takie to dogęszczone bez wysiłku.
bandcamp i sklep, youtube bez związku
Królestwo „Antracyt” (Gusstaff, 15.5.20)
Daję to po Korzuchach, bo też Trójmiasto (skład: Rucki dr, Goertz b, Białystok g) i też improwizacja, ale w idiomie nowojorsko-przesterowano-rockerskim, jakby to było jakieś archiwum. Brzmi świetnie, żywo, dobrze słychać po prostu (ekipa Ciszak + Kupicz). Poza tym ładnie mi się to spina z Próchnem, o którym pisałem w poprzednim wpisie. To jakby coś pomiędzy, ale też obok. Tytuł utworu „Tęga Jola” sporo wyjaśnia, i rzeczywiście cała płyta pada niedaleko od improwizowanych długaśnych podróży tria z Hoboken. Wątków piosenkowych jest znacznie mniej niż u Yo La Tengo, ale są, trochę tropem Lonker See sprzed paru lat. Materiał jest od marca online, ale kompakt oraz płyta wejdą do sklepu Gusstaffa dopiero na dniach.
Pingback:Ulubione płyty - kwiecień 2020. Dynasonic, Fiona Apple, Laura Marling i inni - Jacek Świąder | Ktoś Ruszał Moje Płyty
Pingback:Najlepsze płyty - kwiecień 2020. Dynasonic, Fiona Apple, Laura Marling i inni - Jacek Świąder | Ktoś Ruszał Moje Płyty