Zaskakujące, że mający sporo atutów i intrygującą formę fizyczną album jest reklamowany nazwiskiem weterana polskiego przemysłu muzycznego: „Ten Krem poleca Andrzej Puczyński”. Przecież „ten” muzyk i producent ma 67 lat, czyżby więc „ten” Krem ukrywał zmarszczki?
Cóż, niewykluczone, że weteran rodzimego show-biznesu poczuł się młody, pracując nad miksem i masteringiem „Zootoca Vivipara”, a wcześniej dogrywając w jednym utworze gitary.
Krem to elektroniczny warszawski tercet nawiązujący do piosenkowej muzyki z lat 80. – raczej nowofalowej niż tanecznej i polskiej niż zagranicznej. Kieruje nim grająca na klawiszach 26-letnia wokalistka Wiki Królikowska, słychać też żywy bas i trochę gitar, a perkusja często jest elektroniczna. Siedem piosenek odpowiada zainteresowaniom liderki: słychać tu echa Republiki, Maanamu czy nawet Aya RL. Przy czym Krem nie gra przebojów lata, lecz mocno przesterowaną, zadziorną muzykę. Ze współczesnych artystów można przywołać bardziej liryczną Soniamiki.
Sama Królikowska pracuje tak, żeby nie musieć być wybitną wokalistką, często stawia na melodeklamację. Szczególnie dobrze wypada w „Nie chcę cię” – trochę dramatycznym wokalem igra z kiczem lat 80. Jednak ciągłe zabawy słowne z przebrzmiałą estetyką, zrazu atrakcyjne, okazują się wadą płyty. W żonglerce starymi elementami brakuje świeżego podejścia: wymianę skrótów SMS – SOS słyszałem chyba już setki razy, z jej powtórzenia nic nie wynika. Jest za to parę elementów nowych, facebookowo-internetowych, jak celne zdanie „nie chcę cię na czacie, e‑e, e‑e-e / chce cię mieć na chacie, e‑e, e‑e-e”. Po chwili następuje niestety „na moim laptopie/ łypiesz na mnie okiem” („Chcę cię”). Udziały dobra i zła w tekstach są wyrównane.
Atutem Kremu jest prostota, chwytliwość piosenek i przekazu. Polska alternatywa rzadko sięga do aż takiego skrótu, że nie sposób oddzielić ironii od powagi. Zmieszanie tego tak, by bronił się cały (mini)album, to duża sztuka. Puczyński też zrobił swoje – te utwory brzmią znacznie lepiej niż wcześniejsze nagrania Kremu.
Tekst ukazał się 30/6/15 w Wyborcza.pl/kultura – tamże więcej recenzji