Na profilu Kristen ostatnio wyskoczyła nowa rzecz – nagranie demo z 1998 roku, pięć zwięzłych numerów. Zupełnie tacy jak teraz, ale inni. Na talerzu, wprost, śmiało pokazuje się tu zespół, który w ciągu kolejnych kilkunastu lat znalazł własny język. Brzmienie. Lirykę. Ewenementalny i ważny skład.
Bandcampowa strona Kristen jest moją ulubioną, tam są wszystkie ich albumu oprócz ladowego „Western Lands”. Można prześledzić ewolucję: od bezpośrednich emocji i bardziej konwencjonalnych rytmów i patentów brzmieniowych, przez ujazzowienie, prowokacyjny jazgot (czas Konrada Smoleńskiego), aż po zejście do konkretu i oczyszczenie. Im dłużej zespół był razem, tym bardziej krystalizowało się, wyjaśniało jego brzmienie.
Zatoczyli koło i doszło do nagrania świetnego, niesłychanego minialbumu „An Accident”, jednolitego, ale różnorodnego. Cztery dość długie numery pokazują na nim totalnych, kompletnych muzyków – robiących piosenki, ale improwizujących, głośnych, ale delikatnych. Ktoś mówił mi, że to nie jest ciekawe, bo to po prostu Beatlesi. No nie, tam jest ten numer „Hold Me”, co on ma wspólnego z Beatlesami? Nawet z czymkolwiek, co którykolwiek z nich zrobił później, solo? A świetny to jest numer.
Moim zdaniem Kristen w przekroju całej kariery jest zespołem podobnego znaczenia (i podobnej siły rażenia, skali emocji) co Fugazi. Mam czerwoną linię z ich płytami, mam atomową walizkę, w której noszę te albumy, od „Kristen” do ostatniego. Dokładam do tego te pięć numerów.
W opisie „Dema 1998” zaznaczono, że data wydania tej nagrań to 7 lipca 1998. Kto jeszcze pamięta mistrzostwa świata we Francji i 22-letniego Ronaldo (tego prawdziwego Ronaldo)? 7 lipca wygrał po karnych półfinał z Holandią. Parę dni później kontuzjowany, naszpikowany lekami wyszedł na finał z Francją i wtopił. Cztery lata później zdobył Puchar, został królem strzelców. Teraz – w przeciwieństwie do Kristen – już nie gra.