Menu Zamknij

Ktoś ruszał moje płyty #23: w starym kinie 1990

Na począt­ku lat 90. muzy­ka nie­za­leż­na wbi­ła się do tele­wi­zji i radia z wiel­kim impe­tem. U nas, w Europie Wschodniej, mie­li­śmy w to wyjąt­ko­wy wgląd.

Długo namy­śla­łem się nad sen­sem robie­nia audy­cji czy­sto histo­rycz­nych i nadal nie mam wnio­sków. Ciągle lubię nowo­ści. Nie jestem nawet w poło­wie tak na bie­żą­co jak daw­niej, ale daw­niej też wca­le nie było żad­ne­go zło­te­go ani srebr­ne­go wie­ku. W każ­dej dzia­łal­no­ści dzien­ni­kar­skiej powi­nien być ele­ment reje­stro­wa­nia bie­żą­cej pro­duk­cji i śle­dze­nia, na co jest ona reak­cją, co chce nam powie­dzieć, jaki świat poka­zać. Pisanie o sta­rych latach w tym kon­tek­ście nie­wie­le ma sen­su. Opowiadaniem sta­rych pio­se­nek na nowo zaj­mu­ję się w „Wyborczej” i wystarczy.

Jednak potrze­ba napi­sa­nia o sta­rych dzie­jach mnie nie opusz­cza­ła. Może to ma jakiś zwią­zek z poczu­ciem bez­pie­czeń­stwa, jakąś mito­lo­gią począt­ków słu­cha­nia muzy­ki? Jak każ­dy posłu­gu­ję się taką mito­lo­gią, cze­mu nie.

W pro­gra­mie przy­go­to­wa­nym dla Radia Kapitał zamie­rza­łem poka­zać impet, z jakim muzy­ka muzy­ka nie­za­leż­na wbi­ła się w głów­ny nurt w latach 90. Tę opo­wieść posta­no­wi­łem zacząć od ery „przed Nirvaną”, bo zło­ży­ło się tak, że aku­rat wte­dy, w 1990 czy 1991 roku, na naszym osie­dlu zamon­to­wa­no tele­wi­zję kablo­wą, a z nią zawi­ta­ła do domów MTV. Rano była więc nud­na szko­ła, a zaraz po szko­le MTV.

Punkt star­tu mam w miej­scu, do któ­re­go ten głów­ny nurt nigdy już nie zawró­cił. Jednego dnia chło­ną­łem Prince’a i Madonnę razem z Nirvaną i Pearl Jam, z Public Enemy i Boyz II Men, a było jesz­cze masę zespo­łów roc­ko­wych z pnia sta­dio­no­we­go, jak Bon Jovi czy Skid Row, któ­re­go gita­rzy­sta miał paznok­cie poma­lo­wa­ne na czar­no. To się raczej nie mie­ści­ło w wyobra­że­niu męż­czy­zny, nawet dłu­go­wło­se­go, roz­po­wszech­nio­nym w szko­le pod­sta­wo­wej wybu­do­wa­nej pod koniec PRL‑u na sty­ku trzech blo­ko­wisk. Mężczyzna, nawet dłu­go­wło­sy, powi­nien nale­żeć do jakiejś ban­dy i w lany ponie­dzia­łek, w gro­nie kil­ku­dzie­się­ciu pobra­tym­ców z osie­dla, chlu­stać z wia­dra na każ­de­go, kto odwa­żył się wychy­lić z domu. Ewentualnie toczyć bitwy na kule bło­ta i kamie­nie z innym osie­dlem, przy wyko­rzy­sta­niu rowów, w któ­rych kła­dzio­no kable tele­fo­nicz­ne, i towa­rzy­szą­cych im nie­od­łącz­nie gór żyznej zie­mi, na któ­rej jed­no poko­le­nie wstecz rosły kilo­me­try sadów. I jesz­cze poła­ma­nych, nie­wy­ko­rzy­sta­nych przez budow­lań­ców pre­fa­bry­ka­tów ścian, z dziu­ra­mi na okna, i tak dalej, i jeszcze.

Do tej audy­cji przy­go­to­wa­łem sobie całą play­li­stę pio­se­nek, któ­re wte­dy, w 1990 roku były popem. Oczywiście cho­dzi­ła też masa pio­se­nek wcze­śniej­szych, choć­by Chris Rea z „Boys of Summer”, któ­re oka­zu­je się utwo­rem z roku 1984, ale cho­dzi­ło mi tym razem o zesta­wie­nie pre­mier roku 1990. Oto one.

To były dłu­gie utwo­ry, a ja też sobie pozwo­li­łem wię­cej poga­dać, i sta­ło się tak, że zsze­dłem z licz­bą pio­se­nek do dzie­wię­ciu, w któ­rych mie­ści się tyl­ko część histo­rii. Dodatkowo, sko­ro kana­łem komu­ni­ka­cji było głów­nie MTV, to oby­ło się tym razem, chy­ba pierw­szy raz, bez arty­stów z Polski.

Lista pio­se­nek:

  1. Enigma – Sadeness Pt 1
  2. A Tribe Called Quest – Can I Kick It?
  3. Adamski – Killer
  4. Madonna – Vogue
  5. Depeche Mode – Enjoy The Silence
  6. Living Colour – Type
  7. Deee-Lite – Groove Is In The Heart
  8. Sinead O’Connor – Nothing Compares 2 U
  9. Angelo Badalamenti – Laura Palmer’s Theme

Podobne wpisy

Leave a Reply