4 czerwca, rok 2016. Starzy idą świętować wolność z KOD-em, mi nie po drodze. Nie jestem pewien, czy próbuję dopisać się do grona wiecznie młodych, czy to moje lewactwo, brak sympatii do tłumów albo do wykrzykiwania sukcesu i wolności w narodowej formie. Przemęczony pracą ponad siły nie uważam tego za sukces i przejaw wolności.
Zgredzi to są starzy, a starzy to są jarzy. Przyśniła mi się tego 4 czerwca płyta Kultu „Spokojnie”, wydana w 1988 roku, z wyjątkiem utworu „Czarne słońca” nagranego w roku 1992. Poruszająca płyta, dodatkowo jak ostatnio myślałem o tym, które okładki polskich albumów nadawałyby się na znaczki pocztowe, to przyszły mi do głowy „Nowa Aleksandria”, wczesne płyty Republiki, pierwszy Ziołek solo i właśnie ta. Projekt graficzny „Spokojnie” wykonał „nasz przyjaciel Jacek Pałucha”.
Wojciech Orliński pisał ostatnio o tym, że w totalitaryzmie hierarchie w kulturze i sztuce zmieniały się tak często, że kultura i sztuka same z siebie były antysystemowe. Ten wydany w dogorywającym, bezwładnym PRL‑u Kult („kierownik produkcji i opieka redakcyjna – Ryszard Gloger”) jest tego dobitnym przykładem. Kazik pod względem charyzmy jest tu u szczytu, teksty są poetyckie, buntownicze i ważne, a on dysponuje jeszcze tym wysokim tonem, który z latami zgubił. Muzyka dość jeszcze prosta, ale przez to gorąca i wpadająca w cholerne umęczone ucho. Czego wtedy chciał głos ludu, na czym polegała antysystemowość? Teksty ze „Spokojnie” są raczej aktualne:
„Moja ulica murem podzielona, świeci neonami prawa strona, lewa strona cała wygaszona, zza zasłony obserwuję obie strony”
„Tłum stoi, tłum klęczy, lecz tłum się nie porusza”
„Które prawo dla nas, a które prawo dla nich”
„Niejeden z nas traci czas na chodzenie po kościołach i kłamstwa o aniołach”
„A śpiący czytają gazety obok mnie, a to nie powtórzy się”
„Porównaj to z nami, czarnych słońc milionami”
„Niesie ci wojnę, której nie chcesz, a którą dostaniesz i tak”
„Pod pierzyną ocieplaną ciepło jest i dalej można spać”
Teraz takie zaangażowane teksty są rzadkością. Lepiej nie niepokoić, jakiekolwiek przekroczenia w muzyce są rzadkością i prędzej można je skojarzyć z wesołym, ironicznym happeningiem niż z buntem i prowokacją (np. premiera Pictorial Candi z galaretkową bitwą). Publiczność jest zmęczona i oczekuje relaksu. Publiczność dużo pracuje, więc idzie na koncert, żeby spotkać znajomych, i podczas gdy na scenie dzieje się coś ciekawego, to pod sceną przedstawianiu się kolejnym znajomym znajomych nie ma końca (ostatni koncert Księżyca w Królikarni). Hierarchie potrzeb się zmieniają, a publiczność jak zawsze dobiera sobie artystów takich, których potrzebuje – teraz potrzebuje spokoju i odpoczynku, i miłej rozmowy. Ostatnim wyjątkiem są artyści, na których wypada pójść. Ci, którzy zmuszają mózg do wysiłku, są coraz mniej liczni i ciszej o nich. Ci, którzy się buntują i zmuszają do wysiłku ciało, zawsze byli mniejszością. Dlatego szkoda, że na głównej scenie nie ma już tak prostego, ale poetyckiego buntu, jaki uprawiał Kult.
A czy ta płyta jest dobra? Najlepsze muzycznie lata Kultu to te z Bananem (zmieniające dla zespołu wszystko „Taty Kazika”, „Muj wydafca”), ale bardzo lubię też wcześniejsze, energiczne, szczere nagrania. „Spokojnie” pewnie trafiło w jakiś mój ważny czas, ale działa do tej pory i bez wstydu. Wahadło wychyliło się tu w stronę patosu i misji kosztem reporterstwa i komentarza społeczno-politycznego, który zdominował następną dekadę Kazika. Da się słuchać do teraz. Może nawet z przyjemnością, dla relaksu i odpoczynku?
Pragnę przypomnieć, że płyta Spokojnie została nagrana z Bananem w składzie. Potem na dwóch kolejnych płytach go właściwie nie było (choć na Kasecie grał na waltorni w kilku numerach, ale jako muzyk sesyjny). A wrócił pod koniec 1990 roku, w okresie nagrywania Your Eyes.
Racja, dziękuję. To pierwsza płyta Kultu z Bananem (z wkładki „waltornia, trąbka, kontrabas”).