Debiut młodego zespołu z małej miejscowości na Podkarpaciu. Zanim jeszcze go nagrali, na wspólną trasę ze Strachami na Lachy zaprosił ich Grabaż. Nie dali plamy. Prosty rockowy kwartet z ciekawym, pewnym wokalem Piotra Jabłońskiego i utalentowanym klawiszowcem Marcinem Dyłą.
Ich sposób grania i budowania utworów kojarzą się z Coldplay czy Killers („Słoń”), z nadzieją na to, że tacy mogą być. Tacy, czyli zdolni rozbujać największe sale. „Najmniejsze przeboje” to chyba najbardziej melodyjna i piosenkowa pozycja w katalogu Wytwórni Krajowej, gotowa do radia i telewizji. Ci chłopcy umieją pisać lekkie hity, zgrabne przeboje. Mam niedosyt takich zespołów, w Polsce brak mi „silnego środka”, grup stricte poprockowych, które nie są strasznie nędzne muzycznie ani nie są tanią zrzynką „dużych” zespołów.
Łagodna Pianka gra z przymrużeniem oka, nie walczy o lepszy świat. Nie ma w nich tej zadziorności, jaka cechowała wczesne Myslovitz („Chłopczyk i ulubiona piłeczka”), wdzięk Łagodnej Pianki jest trochę inny, choć piosenki i – częściowo – tematy tekstów podobne. Zgodnie z tytułem albumu zespół stawia na rzeczy małe i robienie ich jak najlepiej. Dosłownie. Teksty są o dzieciństwie i dorastaniu – tytuły „30 minut wieczorynki” czy „Lody huśtawkowe”, frazy o byciu superbohaterem, pokonywaniu smoków – ale płyta, o ile wiem, nie odczepia się od starych tak samo jak od młodych. Producentem jest pomysłowy muzyk Jacek Szabrański. Sporo tu smaczków, ale tak jak być powinno, na wierzchu zawsze są piosenki.
Tekst ukazał się w „Gazecie Wyborczej” 10/5/13