Harmonijna płyta złożona z piosenek w różnych stylistykach. Laura Mvula była w czołówce plebiscytu BBC Sound Of 2013, w którym specjaliści rynku muzycznego typowali przyszłe gwiazdy.
Po dość bezpiecznym debiucie 30-letnia Brytyjka właśnie wydała drugi album – omijający chyba wszystkie rafy show-biznesu, wartościowy artystycznie i oryginalny. „The Dreaming Room” przekonuje mieszanką soulu, jazzu, gospel, musicalu, łatwością, z jaką Mvula wykonuje brawurowe harmonie wokalne, a także nastrojem lekkości połączonym z powagą, jaki umie wykreować Björk.
Mvula używa różnego rodzaju starych syntezatorów, ale też sporo gitar, do tego aranżacji orkiestrowych, żeby uciec od popu. To wymagająca, ale pełna energii płyta. Słychać wpływ muzyki zachodnioafrykańskiej, jej charakterystyczny puls – w zakręconym „Let Me Fall”, długo budującej się balladzie „Show Me Love” czy w przeboju „Phenomenal Woman”.
Ten ostatni utwór jest o matce Laury i najlepiej podsumowuje temat płyty: okupioną ciężką pracą pewność siebie. Laura niczym Nina Simone ma charyzmę, głos, identyfikuje się z Afryką i jej kulturą. Ważne są więzi rodzinne Mvuli i jej sceniczne stroje, ogolona głowa i mocny makijaż. Przede wszystkim jednak ważna jest kapitalna, pobudzająca ciało i umysł muzyka.
Tekst ukazał się 12/8/16 w „Gazecie Wyborczej” – w portalu więcej recenzji