Marcin Masecki wydał właśnie, w ciągu tygodnia, dwie płyty. Na jednej są ostatnie sonaty Beethovena zagrane „na głucho”, w zatyczkach, bo kompozytor, pisząc je, od dawna był głuchy. Tropem wcześniejszej „Die Kunst der Fuge” Bacha, płyta uczłowiecza i aktualizuje wybitne, zastygłe dzieło.
Niniejsza to słuchowisko stworzone razem z realizatorem Marcinem Lenarczykiem i reżyserem Wojtkiem Zrałkiem. Ten album to perełka w dorobku Maseckiego, od dziecka „prześladowanego” przez Chopina, uczonego jego utworów. Dziś 33-letni pianista z kolegami bada, co robimy z wybitnym dziełem, jak o nim mówimy. Podążamy z artystami kuchennym korytarzem jak w „Chłopcach z ferajny” Scorsese, tyle że to kuchnia kulturalnego „projektu”.
Masecki się chowa, ważniejsza od muzyki staje się opowieść – słuchamy mitologizującej narracji o Chopinie w Warszawie (Francuzi czytają po polsku – 14 stacji, jak w przypadku Drogi Krzyżowej), rozmów artystów między sobą, z warszawiakami, urzędnikami, ale też śpiewu ptaków i płaczu dziecka. Akcja toczy się wokół fortepianu, który należy jak u Norwida zrzucić z wysoka na bruk, ale bruk i głos go depczących wart jest więcej niż fortepian. Pasjonujące słuchanie, włącznie z komicznym wnoszeniem instrumentu po schodach i starciami z biurokracją.
Tekst ukazał się 17/7/15 w „Gazecie Wyborczej” – w portalu więcej recenzji