Ten album jest zupełnie różny od zeszłorocznego „Elite Feline” (Płyty Roku „Wyborczej”), a jednak można w nim dostrzec nitki wiodące do poprzednich nagrań Lotto.
„Elite Feline” pokochaliśmy za połączenie wysokich ambicji artystycznych z klarownym językiem opowieści. Mike Majkowski, Łukasz Rychlicki i Paweł Szpura złożyli tamtą płytę z dwóch utworów, z których każdy trwał ponad 20 minut. Głównymi cechami obu były powtarzalność, transowość i wykorzystanie nie tylko samych zagranych dźwięków, samych nut, ale też rezonansu. Pełna dyscyplina grania jednego akordu i kilka dogrywek zaowocowały albumem, jakiego w Polsce nie było.
Trochę jazz, trochę muzyka filmowa, ale przede wszystkim uwagę przykuwały mikrodziałania i mikrodźwięki wydobywane przez artystów z – odpowiednio – kontrabasu, gitary i perkusji. To była muzyczna ilustracja efektu motyla, każda maleńka zmiana była ważna. Niby nie działo się nic, ale między początkiem a końcem „Elite Feline” wydarzyło się wszystko.
Lot trzmiela
Również na nowej płycie „te instrumenty” rzadko brzmią jak „te instrumenty” (a są tu jeszcze partie klawiszy, gitary basowej czy nagrania terenowe). Frapujące „VV” składa się z pięciu utworów. Wykazują one wszechstronność muzyków i ich panowanie nad wspólnym efektem końcowym, a nie tylko składnikami.
Słuchacz doświadczy maszynowego rytmu i blaszanej perkusji („Soil”), pozbawionej rytmu impresji, która brzmi jak rozdzwonione w południe średniowieczne miasteczko („Hazze”), czy przypominającego poprzedni album utworu prowadzonego przez powtarzany nieustannie motyw („Paperchase”), który co rusz zagęszcza się o nowy element.
Dalej idzie intensywne akustyczne techno oparte na transie kontrabasu i niewyraźnych, szeleszczących bębnów, z gitarą w roli najpierw lecącego trzmiela, później bombowca („Heel”). Zestaw zamyka 15-minutowe, mantrowe „Ote” brzmiące jakby odrzeć poprzednią płytę do gołej ziemi, a później jeszcze dokładnie zamieść – by na nowo ustawić wszystkie anteny.
Jeden zespół na milion
Fenomen działającego od 2012 r. Lotto polega na tym, że trzech wybitnych improwizatorów na każdej płycie komponuje z innych elementów zupełnie inny program. Po dość mrocznej, ale melodyjnej i pełnej quasi-piosenek debiutanckiej „Ask The Dust” przyszło transowe, przystępne „Elite Feline”.
Trzecia płyta jest bardziej wymagająca – przypomina klaser z ulubionymi kierunkami muzycznych Lotto. Właśnie całego Lotto, a nie jego członków. To wydawnictwo ma zespołowe brzmienie, którego nie da się skopiować, ale paradoksalnie charakterystyczny „sound” Lotto multiplikuje możliwości zespołu. Każdy z nowych utworów mógłby się rozwinąć w pełnoprawną płytę.
W dorocznym podsumowaniu brytyjskiego portalu The Quietus „VV” zajęło 12. miejsce. O płycie napisały poważane w świecie muzyki internetowe magazyny Tiny Mix Tapes czy The Attic, a z drugiej strony muzycy grupy opowiadali o „VV” nawet w radiowej Trójce. Ta płyta pasuje i tu, i tu – nie ma co się jej bać, warto jej skosztować.
Tekst ukazał się 15/12/17 w „Gazecie Wyborczej” .