W latach 90. urodziło się mało rzeczy równie pięknych jak Low. Zgodzi się z tym każdy, kto ma w credo „Viva zwei changed my life”. Mormońskie małżeństwo Mimi Parker – Alan Sparhawk pochodzi z Minnesoty, stanu o opinii najnudniejszego i najsmutniejszego. Ich niby nudna i smutna muzyka jest w istocie pogodna i frapująca.
Dziesiątą płytę Low wyprodukował Jeff Tweedy, lider grupy Wilco. Sparhawk opowiada, że nowy album „jest o intymności, wojnie z narkotykami, wojnie klasowej, zwykłej wojnie, archeologii i miłości”. Jest też, jak to u nich, miejsce dla Ducha Świętego, dnia Sądu Ostatecznego i innych równie modnych tematów. Najmocniejszym instrumentem Low jest harmonia głosów Parker i Sparhawka.
Na „The Invisible Way” więcej piosenek niż zwykle śpiewa Parker – jej jasny, delikatny głos z albumu na album jest pewniejszy i silniejszy. Kilka lat temu Low łamali swój styl, próbowali być głośni i brzmieniowo bogaci, efekty były intrygujące. Teraz znów więcej jest akustycznego, delikatnego, a przede wszystkim bardzo powolnego grania. Elektrycznych gitar tu na lekarstwo, a gdy chcą naprawdę przyłożyć, to basista Steve Garrington siada za fortepianem. Tak jest w rewelacyjnym, żywym „Just Make It Stop”, które jest popisem Parker i może najważniejszą jej piosenką od lat: „I’m close to the edge/I’m at the end of my rope/The rope is starting to fray/I’m trying to keep my hold”. Dziewczyna po 20 latach wychodzi z roli „tej cichszej” i bierze tę płytę na siebie. Z doskonałym efektem.
Tekst ukazał się 22/3/13 w „Gazecie Wyborczej” – w portalu więcej recenzji