Każdy kolejny album folkrockowej piosenkarki brytyjskiej Laury Marling zasługuje na najwyższą uwagę.
Na co zasługuje płyta, na której Marling tylko śpiewa, a za kompozycje i większość warstwy muzycznej odpowiada Mike Lindsay z folkowo-elektronicznego zespołu Tungg? Na niewiele mniej, bo to zestaw solidnych melodii nasyconych nieoczywistymi harmoniami wokalnymi, a niepokoju dodaje całości solidna warstwa elektroniki. Za nieoczywiste dźwięki fletu i puzonu odpowiadają Laura J. Martin i Hannah Peel (wspólnie wystąpiły m.in. na płycie Low Roar, obie mają też na koncie autorskie albumy).
Najlepszy w stawce jest utwór „Curse Of The Contemporary”, w którym brytyjscy krytycy słyszą pełen zawijasów styl śpiewania Kate Bush. Moim zdaniem Marling (szyderczo?) podrabia tu Lanę Del Rey: melancholijny klimat jej piosenek i śpiew, a nawet temat, bo rzecz jest o nudzeniu się w Kalifornii. Ogólnie Marling opowiada się na tej płycie, powiedzmy, przeciw bezmyślnej konsumpcji i za mądrym indywidualizmem. Np. w intrygującym, opartym na partii syntezatora „Hand Hold Hero” Marling głosi życiowe mądrości o tym, by nie kupować byle czego. Lirycznie ten album jest mniej przekonujący niż jej solowe dokonania, z kolei świeżo brzmi muzyka.
Lindsay nie mieści się we wzorze zwrotka-refren-zwrotka, żongluje elementami w taki sposób, by wciąż działo się coś nowego. Jego kompozycje odciągają Marling od amerykańskiego grania, w którym tak zasmakowała na solowych nagraniach, w stronę ambientowej elektroniki. Trudno tylko stwierdzić, czy zamykające półgodzinny album odczytanie „napisów końcowych” (sposób na ocalenie nazwisk twórców w dobie serwisów streamingowych) jest wyrazem superzaangażowania wokalistki, czy ironii i dystansu.
Tekst ukazał się 13/7/18 w Wyborcza.pl/kultura – tamże więcej recenzji