Ta płyta bezsprzecznie jest wielka i świetna. Oby nie pozostała rzeczą tylko dla koneserów. Gdyby nawet wysypać na stół wór porównań, to i tak nikogo nie zbliży to do sedna brzmienia LXMP. „Żony w pracy” to muzyka, jakiej nie bywa.
Syntezatorowo-perkusyjnej gonitwy Piotra Zabrodzkiego i Macia Morettiego nie uniosą metafory ani szczegółowe opisy. Ich muzyka bywa pogodna i przejrzysta, częściej głośna i gęsta. Rytmy załamują się i kuśtykają, przyspieszają i zwalniają tempa.
Z trwającej długie miesiące pracy Morettiego i Zabrodzkiego, z niedoszłego miksu Grega Sauniera z zespołu Deerhoof powstał album, od którego odpadają etykietki. To sól muzyki – świeże, nieopisywalne coś, czym można równie dobrze straszyć i bawić dzieci, odstraszać i przyciągać dorosłych. Posupłane utwory z „Żon w pracy” mogą irytować albo budzić podziw intensywnością i ekwilibrystyką, ale wszystko, co robią LXMP, robi wrażenie, jakby publiczność nie istniała, jakby w trakcie słuchania się znikało.
Odkąd płytą „Back To The Future Shock” przemielili oryginał Herbiego Hancocka, mogą wszystko. Co rusz wysyłają słuchaczowi sygnał „weź to wyłącz”, ale zanim zdążysz wcisnąć „stop”, sypią po oczach pięknem. Gdzieś w Brazylii i Polsce, między fusion a drum’n’bassem, muzyką do programów telewizyjnych, ośmiobitowych gier i przerażających kreskówek powstało coś straszno-radosnego.
Tekst ukazał się 22/4/16 w „Gazecie Wyborczej” – w portalu więcej recenzji