Grupa wrocławskich kolekcjonerów małych i nietypowych instrumentów oraz budowniczych takowych liczy na tej płycie sześć osób (plus goście). O co walczą na „Walcach w walce”? O to, żeby nie być błędnie kojarzonymi z muzyką dla dzieci i z widowiskiem. Nawet jeśli świetnie się ich ogląda, to są muzykami, kompozytorami – do słuchania.
Nie ma takiego drugiego zespołu w Polsce i możliwe, że na całym świecie. Słuchając tego zbioru walczyków, w rytmie i tempach znanych z wcześniejszych albumów zespołu, można zgadywać, z czego artyści wydobywają dane dźwięki. Przyjemne zajęcie, biorąc pod uwagę opis utworu „Wal C” – oto „kompozycja 518 dźwięków C wydobytych z instrumentów zgromadzonych w pracowni Małych Instrumentów”. Dętych, strunowych, klawiszowych, perkusyjnych...
Na tej akurat płycie świat katarynkowych, czasem mechanicznych form i barw dźwięku Małych Instrumentów ma szerokie zaplecze teoretyczne. Artyści każą cofnąć się o sto lat, do początku XX stulecia, do futurystycznych manifestów i wybuchu Wielkiej Wojny. „Ciekawiło mnie to, jak walc się ukrywał w muzyce dwudziestowiecznej, reprezentując pewne nowe kierunki myślenia”, mówił Romańczuk w wywiadzie z Jazzarium.pl, wywołując nazwiska Koniecznego i Schnittkego. Jest także mowa o współczesności. Poza tym, że grupa Pawła Romańczuka sięgnęła po walc Igora Strawińskiego zagrany na dulcitonie z 1914 roku, zamówiła też utwór u Jeana-Marca Zelwera, dołożyła parę własnych ilustracji filmowych i teatralnych. Razem z premierami składają się one w zgrabną płytę, która niczego nie ilustruje, niczego nie naśladuje. Małe Instrumenty są tu śmiałe, jest ich jakby więcej. Bez pudła.
Tekst ukazał się 23/1/15 w Wyborcza.pl/kultura – tamże więcej recenzji