W 2014 r. rządził „dziwny rap”: Run The Jewels, clipping., zdobywcy angielskiej Mercury Prize – Young Fathers, a hitem końca roku był powrót D’Angelo. Własnego sposobu na połączenie hip-hopu z r’n’b i elektroniką szuka też duet Małe Miasta, który debiut wyprzedał się przed premierą.
W tym zespole jeden robi „rytm” i animacje, drugi „tekst” i grafikę. Jeden rapuje z drażniącym efektem pitch shift („zgrubiony” głos), drugi średnio śpiewa. Małe Miasta założyli Mateusz Gudel, producent i raper, oraz Mateusz Holak, wokalista rockowej grupy Kumka Olik.
„MM” daleko do kolorowych Shabazz Palaces – jest monochromatyczne, podkład stanowią elektroniczne rytmy i partie elektrycznej gitary („#Rysy”, „Wszyscy jesteśmy fryzjerami”). To dobrze, ale rozwlekanie „Rad” czy „Jadę na wakacje” nie ma uzasadnienia, a melodii jak na lekarstwo. Może muzyka ma odzwierciedlać poczucie wyobcowania, nieadekwatności przybysza z małego miasta w mieście wielkim? To dlatego tak wolno, płasko, biernie? Gdzież tam – nazwa wiele obiecuje, ale teksty zamiast w przekonującą całość układają się w zbiór błahostek. Lirycznie Małe Miasta są kontynuacją Kumki Olik z ich inflacją skojarzeń, z których wyłaniają się zdania typu „krótki metraż się dłuży”, „duże oczekiwania w wynajętych mieszkaniach”, słowa: „słoiki”, „status”, „outfit” „hipster”, oraz koszmarki typu „bo humor psuje się od głowy”.
W stosunku do wymienionych na początku cudzoziemców Małe Miasta są bardzo grzeczne i raczej o nic im nie chodzi. Szkoda. Ich muzyka mogłaby brzmieć w Polsce świeżo, ale jest problem: nie przykuwa uwagi.
Tekst ukazał się 16/1/15 w Wyborcza.pl/kultura – tamże więcej recenzji