W Sopocie jest chłopak, gra na skrzypcach i śpiewa raczej wysoko – jedno i drugie przetwarza elektronicznie. Na osiemnastominutowej płycie nad żywiołem pomógł mu zapanować producent Piotr Pawlak. Maciej Wojnicki wie, co robi, jest charakterystyczny od A do Z. W dwóch skrajnych kompozycjach („Uwaga” i „Kanibalizm”) maluje bez słów obraz miłości, aż po grób, czyni to sztućcami unurzanymi we krwi ukochanej osoby, tak naturalnie, że słuchając tego, wrażliwy człowiek odczuwa głód – miłości.
Otwierające zestaw „Uwaga” wyłania się z klików, cięć, piknięć, trzasków... i do końca twardo na nich stoi. W drugiej części długim, pełnym dźwiękiem wjeżdżają skrzypce plus goszczący na płycie kontrabasista Olo Walicki. Dyscyplina, rytm, powtarzalność, jak w „Tangu” Zbigniewa Rybczyńskiego przez pokój Mananasoko przewija się coraz więcej motywów, ale te pierwsze wciąż tam są, tak samo ważne. Wojnicki milczy, zaczyna operować głosem dopiero w drugim na płycie „Wolniej”. Autotune’owany (a może nie) wokal podpiera marimbą i wibrafonem Pawła Nowickiego znanego z Pink Freud, Kobiet i Kwartludium. Zapętla dźwięki zagrane przez siebie na skrzypcach, mocno przetwarza swój śpiew, dokłada rytm. W następnym „Ja mam a ty nie” Wojnicki poetyzuje: „Ja mam poważny problem, gdybym nie miała, tobym się tak nie zachowywała...” – powtarza dramatycznym głosem, mógłby z tą barwą śmiało dołączyć do Boyz II Men. Podkład minimalny, wyciszony, ciepłe skrzypce wsuwają się pod wokal, namolnie i kiczowato jak u Sigur Ros, ale u Mananasoko jest to przegięte sprawniej – tak uroczo, tak po kozacku bezkompromisowo, że Islandia nie ma podjazdu.
Na początku „Inne byłyby nudne” podkład jest gęstszy, bardziej intensywny, „znowu brakuje na czynsz”, dzieje się dramat, ruchome piaski, ziemia usuwa się spod nóg, stopy odpadają od łydek, przedstawienie trwa, sekwencja elektronicznych dźwięków jest powtórzona dziesiątki razy, rośnie wciąż od nowa, klimat się robi coraz bardziej zawiesisty, skrzypce są piłowane w kilku ścieżkach i to działa. „Ciągle tyle czasu trzeba przewalić, aby cokolwiek zrozumieć”, artysta lubi powtarzać frazy. A do słów ma talent. Wydaje mi się, że ta epka rozpoznawcza Mananasoko przynosi taką odmianę w stosunku do mainstreamu, na tyle urozmaicone utwory, że nie może nudzić. Poza tym jest krótka. „Poproszę od początku, ale trochę wolniej”.
Recenzja pochodzi z miesięcznika „Lampa”, nr 3/2010