Okoliczności są wyłożone w pierwszych słowach w sposób następujący: „Take your car one summer night/ take your friends and drive/ not a word – and dive into the night”.
Na tej płycie jest muzyka, która nie potrzebuje bicia jej pokłonów, która „sobie jest”, ale narzuca skupienie niczym nocna wizyta w galerii sztuki, w kościele albo rosyjski film. Precyzyjna praca kompozytorska elegancko stapia się z delikatnością. Śpiewane przez Michała Bielę piosenki-historyjki są jak kunsztowne drobiazgi, rzeźbione w drewnie zwierzątka.
Odwagą jest użycie skromnych środków, pójście po skarb bez dużej orkiestry i bez hałasu, który jest żywiołem artysty. Michał Biela, urodzony w 1977, gra w Kristen (doskonałe płyty, m.in. „Please Send Me A Card”, „Western Lands”) i Ściance. Tam zapamiętuje się w zgrzycie, żyje nim. W solowym debiucie, najbardziej piosenkowym dziele w jego karierze, z dużym wyczuciem używa ciszy. Wsparły go na płycie dziewczyny z eterycznego Enchanted Hunters i wiolonczelistka Karolina Rec. Ich harmonie wokalne są obłędne („Tree”, „Waxwings”). Wielkie wrażenie robią także te momenty, gdy ze względu na słowa („Bomb”, „Tree”) czy muzykę („Oh Little Darling”) moc tego niedługiego albumu zmienia się z kojącej w niepokojącą. Wielopoziomowe, głębokie doświadczenie i bardzo dojrzała płyta.
Płyta do kupienia na koncertach i na michalbiela.bandcamp.com.
Tekst ukazał się w „Gazecie Wyborczej” 18/4/14