Kiedy patrzy się na wrocławski duet, od razu rzuca się w oczy różnica między muzykami. Trębacz Artur Majewski stoi w czystej przestrzeni, trzymając jeden instrument, z drugim pod ręką. Perkusista Kuba Suchar jest obstawiony dużym zestawem, ma w zasięgu mnóstwo brzmień, barw, urządzeń na prąd.
Tradycyjne role – instrument „melodyjny”, instrument „rytmiczny” – zacierają się. Samouk Suchar tworzy gęste kombinacje, jego rytm się modyfikuje, reaguje na kształt i intensywność frazy Majewskiego, ale także naprowadza ją, kieruje nią. Ci dwaj w różnych konfiguracjach grają ze sobą już kilkanaście lat.
Mikrokolektyw idzie dwiema głównymi ścieżkami – jedna to improwizacja, druga to utwory opracowane, ustalone, oparte na motywach. Do tego dochodzi grana na żywo elektronika z urządzeń Suchara. Ich pierwsza płyta „Revisit” zbierała najbardziej konkretne, może zamknięte, rzeczy z aż sześciu lat istnienia grupy. Teraz Mikrokolektyw idzie w przeciwną stronę – chce pokazać, co się dzieje na koncertach. Artyści pozbywają się ograniczeń narzucanych przez zapętlone dźwięki. Jeśli biorą jakiś loop, to nie rytmiczny, „wiążący”, tylko „inspirujący”, wpływający na współbrzmienie głównych instrumentów, stanowiący dodatkową fakturę. W ich własnych słowach to „kompozycje wyimprowizowane”. Powstające, gdy zgodnie z tytułem umysł się cofa, a zostaje „dzianie się”. Trzeba się nastawić na tajemnicę i przygodę, dać się prowadzić snom i odruchom artystów. Słucha tego szeroki jazzowy świat, a wydaje – chicagowska wytwórnia Delmark.
Tekst ukazał się w „Gazecie Wyborczej” 17/5/13