Nowy album popularnego rapera Miuosha współtworzyli czołowi polscy artyści. Muzycznie na „Popie” dzieje się momentami bardzo dużo, to ambitnie zakreślony projekt. Jednak czy przełomowy?
Tak gwiazdorskie płyty jak nowe dzieło 31-letniego rapera Miuosha to na polskim rynku rzadkość. Wprawdzie hiphopowcy lubią zapraszać do nagrań kolegów po fachu, ale rzadko sięgają na górną półkę popu czy rocka. Tymczasem lista gości zaproszonych przez Miuosha na „Pop” budzi szacunek: Katarzyna Nosowska, Tomasz Organek, Piotr Rogucki, do tego zespoły Bajm i Myslovitz. Można tylko żartować, że w roli „młodej wokalistki ze Śląska” Justynę Święs z The Dumplings zmieniła Natasza Ptakova z Soxso. Jednak stawka jest mocna.
Co najważniejsze, gospodarz płyty to jeden z najpopularniejszych raperów w Polsce, choć już nie utożsamia się z gatunkiem. – Zwątpienie pojawia się wtedy, kiedy ciągle czuję się zanurzony w rap, a nie chcę, by tak było, bo mam zamiar iść dalej – mówił w rozmowie z „Wyborczą” artysta mocno identyfikujący się ze Śląskim.
Rzeczywiście idzie coraz dalej. Bilety na koncerty jego hip-hopu symfonicznego z udziałem dyrygenta Jimka i orkiestry NOSPR sprzedają się na pniu, jesienią zeszłego roku było 100 tys. chętnych na kilka tysięcy miejsc w katowickiej hali Spodek. Razem z Natalią Grosiak z Mikromusic i producentem Smolikiem Miuosh współtworzył też jeden z projektów Muzeum Powstania Warszawskiego.
Teraz dzięki „Popowi” Miuosh idzie tropem takich amerykańskich artystów jak Beyoncé. Na płycie „Lemonade” gwiazda dała się popisać rockowemu gitarzyście Jackowi White’owi, jednemu z najciekawszych raperów Kendrickowi Lamarowi oraz neosoulowemu wokaliście The Weeknd. Półtorej minuty na „Lemonade” dostał też producent melancholijnej elektroniki James Blake.
Chodzi o współpracę z ludźmi z innych muzycznych światów. Chance The Rapper oprócz armii hiphopowców, z celebrytą Kanye Westem na czele, zaprosił na ostatni album popularnego piosenkarza Justina Biebera. U nas za współpracę podobnego kalibru (taką, która wypadła naturalnie) można uznać utwór Taco Hemingwaya z Dawidem Podsiadłą.
Takie kolaboracje mają sens tylko wtedy, gdy działa artystyczna strona współpracy. Miuosh dał szansę śląskim artystom. O ile utwór z weteranami z Myslovitz (i Katarzyną Gołomską, wokalistką Lilly Hates Roses) jest banalnie rockowy, o tyle elektroniczny duet Soxso wykonał z Miuoshem solidną robotę. Piosenki zrobione z Soxso rozszerzają pole działań Miuosha, nie są pustą doklejką do jego estetyki.
Jak na tytuł „Pop” cała płyta jest zaskakująco chropawa muzycznie i czasem brutalna w tekstach. O ile Mrozu na swoim „Zewie” usiłował naśladować brzmienie Czesława Niemena połączone z Breakoutem, o tyle Miuosh nie bał się ostrej elektroniki. I przeskoczył rywala, nie tylko pod względem wyrazistości tekstów („niech nie mówią mi, kurwa, co to dno/ skoro nikt go nie dotknął”), ale też – co nie było takie oczywiste – ekspresji.
Jak wypadli w tym goście? Roguc w „Trafficu” odśpiewał całego siebie. W sposób podniosły, dramatyczny, aktorski wykonuje refren: „trzeba się nauczyć oddychać na zapas/ jak kleszcze, jak kleszcze”. Zabawnie kontrastuje to ze zwrotką Miuosha: „deszcz tnie jak jebnięty już/ trzecią godzinę ogarnia mnie wkurw”. Za to zupełnie poważnie trzeba pochwalić fantastyczne brzmienia gitar i syntezatorów w tym utworze.
W lekkiej syntetycznej piosence „Tramwaje i gwiazdy” w rolę syreny – czy, mówiąc po hiphopowemu, laski od refrenów – wciela się Katarzyna Nosowska. Dama polskiej muzyki, uznawana za najlepszą tekściarkę ostatnich lat, sprawadzona do roli refrenistki? Nieźle.
Bardziej zacięty od piosenki Nosowskiej jest utwór „Kawa i papierosy”, gdzie niczym Ryszarda Riedla (znowu ten Śląsk) Miuosha „dobiega jakaś muzyka”, a wspomnianą laską od refrenów jest... Organek. I wykonuje dobrą robotę. Szkoda, że tekst rapera w tym zgrzytliwym bluesie z gitarą i pianinkiem to raczej pretensjonalne banały („przepalam do końca moje zdrowie/ czas odliczany najróżniejszymi gatunkami kobiet”). Zresztą podobnie jak w duecie z Nosowską („dym chłodno drapie nam gardła/ jakby spowalniał rozwój implozji”).
Miuosh posunął się też do samplowania Beaty Kozidrak, którą wspomnienia palą jak słońce. To najlepsza laska od refrenów na płycie, a utwór z jej udziałem z tęsknej ballady przeradza się w dyskotekowy hicior. „Tonę w milionach impulsów miast/ mrużąc oczy, rozrywając czas/ paralele splatają się w tandem”, wyznaje Miuosh, a szybkie tempo sprawia, że wychodzą mu „pararere” (to świetne, że nie poprawił). Później mało elegancko kwituje: „niczym napalm podpalam ulice”.
Nie tylko w tym wersie mógł lepiej popracować („przez tyle lat nie przetyrałem nawet dnia”, zaznacza bohater płyty w otwierającym ją „Nie”). Miuosh mówił „Wyborczej”, że woli grać na żywo, niż wydawać kolejne płyty. „Pop” robi wrażenie projektu opartego nie na świetnych piosenkach, lecz na głośnych nazwiskach i pospiesznym klejeniu nie zawsze pasujących do siebie elementów.
Promowanie albumu hasłem o tym, że „przełamuje schematy myślenia o muzyce hip-hopowej”, budzi uśmiech. Miuosh dopiero uczy się popu. Czas zbierania plonów z tego pola – przynajmniej tych artystycznych – jeszcze przed nim.
Tekst ukazał się 6/4/17 w Wyborcza.pl/kultura – tamże więcej recenzji. 13/4/17 tekst został wydrukowany w „Wyborczej”