Systemy, które ludzie stworzyli, by jeść, mieszkać i być bezpieczni, zawodzą. Pozwólmy im upaść, a będziemy wolni – namawia w filmowym manifeście Moby, nowojorski mistrz elektroniki, a ostatnio zapiekły wróg Donalda Trumpa.
Na szczęście w piosenkach 51-letni artysta jest bardziej subtelny, choć to może nieadekwatne słowo. Ale po kolei. Moby udostępnił w tym roku za darmo spokojną muzykę, której sam używa „gdy ćwiczy jogę, śpi, medytuje albo panikuje”.
Utwory z płyty „These Systems Are Failing” mają zupełnie inne zastosowanie – hałaśliwy rave, który tworzył na początku lat 90., Moby doprawił punkiem i glam rockiem. Harmonie klawiszy brzmią znajomo, ale mocne rytmy i ziarniste syntezatory kojarzą się z industrialnym rockiem Nine Inch Nails, podobnie ostra gitara i dudniący bas.
W „Don’t Leave Me” chyba w imieniu roślin, zwierząt, planety Moby nawołuje: „Fight for me” (walcz o mnie), i argumentuje: „I’m walking out of your way” (schodzę ci z drogi). W „Are You Lost In The World Like Me?” gra jak Joy Division, po śmierci zwycięskie w wojnie na głośność.
Już poza płytą zaprasza na własny wegański festiwal. Może ryzykować, bo dawno już sprzedał na świecie 20 mln płyt. Ta nowa jest ładna, ale płomień rewolucji bucha raczej skromnie, da się za to wyczuć bezsilność.
Tekst ukazał się 16/10/16 w Wyborcza.pl/kultura – tamże więcej recenzji