Oto nowy owoc pracy Andrzeja i Małgorzaty Bieńkowskich, kronikarzy muzyki wiejskiej. Fantastyczna seria wydawnictwa Muzyka Odnaleziona jest polskiej kulturze niezbędna. Utrwaliła ona choćby fantastyczną grę zmarłego w 2013 r. skrzypka Jana Gacy, jednego z bohaterów poprzedniego, 12. tomu serii.
Parę lat temu, po 10 latach badań na Ukrainie, Bieńkowscy ruszyli w drogę wzdłuż granicy, ale po stronie białoruskiej. Nagrywali i zapisywali wszystkie pieśni: i te tradycyjne, obrzędowe, i te nauczane przez instruktorów w kołchozach. Poznawali ludzi. Ci wykonywali przede wszystkim utwory wokalne, ale na płycie są też pieśni z akompaniamentem i tańce bez słów, a na samym końcu szeptunka Wiera Boncewicz odczynia uroki. To część opowieści o białoruskiej kulturze wiejskiej. Wyróżniają się pieśń miłosna z Rozdziałowicz w innym wariancie zapisana już przez Kolberga oraz ballada o burłaku ze Stodolicz. Duże wrażenie robi to, że w roku 2011 Bieńkowscy nagrali pieśń rekrucką będącą echem powstania styczniowego – powołany do wojska kozak ginie w mieście Warszawie, gdzie „w barabany biją”. Nie do pobicia jest też parodia lamentu pogrzebowego, rzecz wykonywana w drugim dniu wesela, gdy z wszelkimi świętościami poczynano sobie swobodnie.
Muzyka Odnaleziona dba o to, żeby każde wydawnictwo pełne było nie tylko oryginalnych dźwięków, ale też fotografii i tekstów (prof. Bieńkowski jest malarzem i autorem książek o wiejskich muzykantach). Warto słuchać tej płyty i warto mieć ten tom. A w świat archiwów Bieńkowskich można wejść np. przez serię filmów „Muzyka odnaleziona” w portalu Ninateka.pl.
Tekst ukazał się 16/1/15 w „Gazecie Wyborczej” – w portalu więcej recenzji