30-letni Mykki Blanco to performer, poeta i raper, który ostatnio wyznał, że od 2011 r. ma HIV, a teraz w wywiadzie z „Guardianem” tłumaczył, że „nigdy nie chciał zostać raperem, tylko Yoko Ono”.
Twierdzi, że nie można go nazwać śpiewającym transwestytą, gdyż jest zwykłym gejem, a jego korzeniami są punk i ruch Riot Grrrl. „Mykki” to jego debiutancki album. Mierzący 190 cm, mocno wytatuowany i uwielbiający peruki czarny Kalifornijczyk (w trakcie przeprowadzki z Nowego Jorku do Londynu) ma wywrotowy potencjał, jakiego inni raperzy mogą zazdrościć.
Z drugiej strony słychać, że nie jest nowicjuszem – ma na koncie koncerty z Björk, nagrania z Trickym i Kathleen Hanna, kibicują mu Florence Welch i Grimes. Do elektronicznych, trapowych i pełnych wokalnych sampli podkładów Woodkida i Jeremiah Meece’a rapuje o własnym życiu i miłości („The Plug Won’t”), ale też o policji, pieniądzach i hip-hopie w ogóle („Fendi Band”).
Dwa skrajne muzycznie przykłady: mroczne „Hideaway” oraz „You Don’t Know Me” z balladowym refrenem w stylu Björk. Partie smyczków nadają singlowi „Highschool Never Ends” podniosły nastrój, ale Mykki nagrał też „For The Cunts”, „maksymalnie gejowski” klubowy „bubblegum rap”. Tak energiczny i mający do siebie dystans artysta był tu potrzebny.
Tekst ukazał się 20/10/16 w Wyborcza.pl/kultura – tamże więcej recenzji