Często słychać utyskiwania, że w polskiej muzyce brak mocnego politycznego przekazu. Przeciw rządom PiS‑u protestują nie polscy muzycy, lecz Bono, Eddie Vedder czy Roger Waters – weterani z Zachodu.
Młode pokolenie naszych muzyków w większości przyjęło strategię na przeczekanie. Uprawiają ją ci najpopularniejsi, choćby Taco Hemingway czy Kasia Nosowska. Byle polska wieś spokojna...
Wyjątki są nieliczne, a należy do nich buntujący się już od 24 lat punkowo-piosenkowy zespół Na Górze. „Jeśli się komuś tęcza nie podoba/ niech ma pretensje do samego Boga”, „Ten, kto umył nogi muzułmanom/ nie jest prawdziwym katolikiem/ inkwizycja polska obudzi go rano”, „Polak Polakowi katolem/ Polak Polakowi lewakiem”, śpiewa na nowej płycie schowanej w okładce od Marka Raczkowskiego. Album ma urok prywatnego, garażowego nagrania, a teksty nie walą po nazwiskach polityków, co daje zwykle okropny, a w dodatku krótkotrwały efekt.
Jest w tym jakieś swojskie, przaśne poczucie humoru, ale zostaje też sporo miejsca na refleksję. Wspólne dobro to też nasze dobro. Jeśli np. buntujemy się przeciw niszczeniu pradawnej puszczy, to działamy nie tylko na rzecz wspólnoty czy przyszłych pokoleń, ale też we własnej sprawie. Chcemy dobrego życia dla siebie, chcemy mniej zła, to nie grzech. „Dziś zdradzę wam coś/ dziś powiem wam że/ mam syna i go kocham”, zacinającym się głosem śpiewa w pewnym momencie Adam Kwiatkowski. To jeden z wielu wzruszających, prywatnych momentów. Ta płyta mówi: żyjmy dalej, nie poddawajmy się.
Tekst ukazał się 4/9/18 w Wyborcza.pl/kultura – tamże więcej recenzji