Tak dopieszczonych i zarazem naturalnych płyt jak „Światło nocne” na tym świecie nie bywa.
Poprzedni album Przybysz „Prąd” zdobył dwa Fryderyki, a świetna sprzedaż dała mu status Platynowej Płyty. O przeboju „Miód” raper Ten Typ Mes mówił: „To bardzo odważny utwór i jednocześnie świetny kompozycyjnie, a warstwa wokalna zawiera flow zupełnie niespotykane w Polsce. Naprawdę, jestem roztrzęsiony. Ten utwór jest przełomowy”. Nie pomylił się.
Trzy lata po tamtej premierze wszyscy czekali nie tylko na każdy nowy dźwięk, ale też każde słowo artystki. Przy okazji kolejnej próby ograniczenia praw kobiet przez pisowski rząd Przybysz wyznała bowiem w „Wysokich Obcasach”, że dokonała aborcji. Stała się wtedy ikoną dla dziewczyn z Czarnego Protestu, ale też obiektem nienawiści, pogardy i (w najlepszym razie) wyzwisk tzw. obrońców życia. Doszło do tego, że nawet w czasie koncertów towarzyszyła jej ochrona.
Czy na płycie jest „ten temat”? To zależy, co przez to rozumieć. Tak, bo album zaczyna się od manifestu „Vardø”. Litanię (przepraszam za słownictwo) imion rozumiem jako pieśń o tym, jak ważna i osobna jest każda kobieta. A może chodzi o dziewczyny, które podziękowały Natalii za jej wyznanie? Jedno spojrzenie każdej z nich jest ważniejsze niż lawina obelg, która spadła na piosenkarkę.
W ostatnich słowach: „Każda z nich będzie lśnić w świetle dnia/ tak jak ja”, odczytuję przekonanie, że kiedyś wstyd nie będzie wmuszany kobietom. Do podstawy programowej zostanie wpisany przedmiot duma. Każda kobieta będzie mogła stanąć na środku rynku, powiedzieć: „To ja decyduję”, w jakiejkolwiek sprawie, i nie czekać na karę. W przebojowym numerze tytułowym („wśród ludzi na haju/ znużonych ojczyzną/ karmionych łatwizną”) Przybysz dorzuca obraz Jezusa, który „będzie Kobietą” przez duże K.
Na płycie jest też bardziej – to złe słowo – dosłowna piosenka. W balladzie „Przez sen” Przybysz znalazła najpiękniejszy artystyczny wyraz swojej historii. Tekst o miłości i o „leku zwanym Nie” musiał powstać albo w kilka minut, albo w kilka miesięcy. Przybysz udał się autorski i interpretacyjny majstersztyk. Ciarki przechodzą, gdy śpiewa: „A w roku miłosierdzia święta w więzieniu spędzam/ to ciało jest domem, a dusza gościem/ to ciało jest moje i dusza”.
Przybysz na „Świetle nocnym” trzyma się estetyki bluesowo-rockowej, niechętnie jednak uznaje istnienie granic. Wykonuje „S.O.S” z Kabaretu Starszych Panów, a album domyka kosmicznie spokojnym, prawie ambientowym „Domem”.
Utwór „Dzieci malarzy” brzmi, jakby wzięła go z katalogu wytwórni Motown i nagrała w Detroit w latach 60. „Dzieci malarzy są poza obrazem”, śpiewa delikatniej niż zwykle. Równie delikatnie śpiewany, ale muzycznie raczej tradycyjny jest „Czarny”. Wierzę, że nawet za kilkadziesiąt lat nie będziemy mieć dość tego melancholijnego utworu katowanego w przyszłych audycjach „złote lata naste”. „Bezpieczeństwo ma kolor czarny/ płynę, patrzę/ w ciemność” – kto zechce, może myśleć o Czarnym Proteście.
Piosenki są napisane i zagrane perfekcyjnie, jakby Przybysz razem z głównym współpracownikiem Jurkiem Zagórskim hodowała je długo na grządce z melodiami i słowami, czuwała nad ich wzrostem. Autorka płyty zbiera tu plon pracy ze stałym zespołem. Tak ja na „Prądzie” towarzyszą jej gitarzyści Zagórski (muzyk m.in. Tworzywa Sztucznego, zespołu braci Waglewskich; po raz wtóry producent płyty Przybysz) i Mateusz Waśkiewicz, a także perkusista Hubert Zemler oraz basista Filip Jurczyszyn.
W czasach Sistars siostry Przybysz szufladkowano jako artystki soulowe czy r’n’b. Teraz mogą wszystko. Dwa lata temu jako Archeo wydały kapitalną wersję „Burning Down The House” z repertuaru Talking Heads, w której zagrali z nimi tylko... perkusiści Marcin Ułanowski i Zemler. Wcześniej razem z mamą Anną zaśpiewały utwór „Czarno-biały” na kompilacji „Panny wyklęte”.
Paulina trzyma się bliżej soulu, muzyki tanecznej, elektronicznej. Na nowej płycie Natalia śpiewa razem z nią ostrą, po amerykańsku rockową piosenkę „Mandala”: „Im mocniej kochasz, tym szybciej się wypalasz”. Trudno oprzeć się wrażeniu, że zawsze gdy są razem, muzyka staje się jednym wielkim wyładowaniem prądu.
Natalia solo ma inny rodzaj luzu, ocierający się o country czy dostojne brzmienia Motown. Ma na koncie płytę z utworami Janis Joplin, sięgała po repertuar Niemena i Breakoutu. Zaśpiewała razem z grupą Baaba muzykę Komedy z „Nieustraszonych pogromców wampirów” Polańskiego, współpracowała z Wojtkiem Mazolewskim, Tymonem Tymańskim czy house’owym duetem Catz ’N Dogz.
Na nową płytę Natalii czekałem jednak przede wszystkim ze względu na zachwycającą zeszłoroczną płytę „Woman Blue” grupy Shy Albatross. Z Przybysz zagrał wtedy heros sceny niezależnej, gitarzysta Raphael Rogiński. Tamte uduchowione nagrania rozwinęły ich oboje, Rogiński stworzył później duet Żywizna z kurpiowską śpiewaczką Genowefą Lenarcik. Z kolei Przybysz po powrocie do najważniejszej, solowej działalności poszerzyła pole rażenia. Na „Świetle nocnym” błyszczy – bez względu na to, czy uznamy ten album za jasny, czy ciemny.
Tekst ukazał się 14/9/17 w „Gazecie Wyborczej” .