Mało folku, komputera prawie wcale, o bandzie można dyskutować. Tę płytę wymyślił Grzegorz Nawrocki, lider zespołu Kobiety. Z nim śpiewa przebojowe, „zaawansowane” piosenki. Folk Computer Band był obliczony na jedną osobę. Patronem jest Johnny Cash, ulubieniec dysponującego niskim głosem Nawrockiego.
O ile wszystkie płyty Kobiet są świetne, o tyle na ich ostatnich koncertach było za dużo zamieszania. Melodie zakryte hałasem i chaosem, przesterami – czuło się, że lider musi wyrazić się po nowemu. I wyraża się. Jaki jest świat Nawrockiego? Jakoś podobny do tego, który stworzyli ostatnio sobie Waglewski Fisz Emade – miasto, facet, emocje, zmęczenie, „żyć i umrzeć bez żalu”. To świat opowiedziany lepszym głosem, szorstki muzycznie, męski, tyle że z absurdalnym poczuciem humoru, fikuśnymi skojarzeniami. Bohater chce mieć styl (pragnie kapelusza „jak pan Jacyków”), jedna z piękniejszych brzmieniowo fraz to aluzja do kobiecości („na bladą twarz połóż mi róż/ szminkę, tusz/ szpileczki wbij w szmaciane serce”). Bez obaw przed obciachem.
Ostatecznie płyta nie jest tak minimalistyczna, jak zakładał kompozytor. Dołączył do niego basista Pat Stawiński, doszły perkusjonalia i klawisze, wzbogacone aranżacje upodobniły piosenki do tych Kobiet. A ja chętnie posłuchałbym Nawrockiego solo, tylko z gitarą. Z drugiej strony – na „NFCB” błyszczą te „bogate” piosenki: transowe „Duchy”, zwiewny „Tramwaj nr 6”, żwawy „Caballo Blanco”.
Tekst ukazał się w „Gazecie Wyborczej” 22/11/13