Po świetnej płycie hiphopowego duetu Syny opublikowanej zimą wydawnictwo Latarnia latem proponuje solowy album berlińczyka Dawida Szczęsnego znanego np. z grupy Niwea. Tam współpracował z Wojciechem Bąkowskim jako producent, teraz sam staje za mikrofonem.
„Accidental Forever” jest niemal w całości zagrane na starym syntezatorze Korg M‑1, nawet uderzenia automatu perkusyjnego są tak przetworzone, żeby dawać wrażenie wyobcowania. Syntezator imituje organy, motyw się zapętla, gaśnie, wchodzi nowy. „Accidental Forever” można odnieść do nagrań UL/KR – Szczęsny też czerpie z mrocznej muzyki początku lat 80. Tyle że o ile piosenki Błażeja Króla wydawały się ciężkie, narkotyczne, o tyle te (bo to też piosenki, nawet te, w których nie wokalu i które trwają minutę, dwie) są zupełnie trzeźwe. Z analogowych dźwięków paruje samotność, izolacja, pustka.
„Whatever happens the next day will be the same”, zaczyna Szczęsny w „Comfort”. Śpiewa po angielsku, ale nie pozbywa się krajowego akcentu. Jego barwa głosu jest zbolała, na krawędzi desperacji, jakby próbował przebić się przez nicość i pustkę. Wrażenie otchłani, w którą spada bohater albumu, pogłębiają zdania: „Never/ I will be like this again/ never I will let myself/ to blame no one” („Sun”), „I’m always thinking about the same things” („There”).
To intrygująco zaaranżowana, świetnie zagrana płyta. Każdy kolejny numer wciąga, stawia uszy na baczność, każe uważać. Kojarzy się to z niebezpiecznym, zdegenerowanym krajobrazem przyszłości, w którym spotkanie z człowiekiem to rzadkość. Z tej dystopijnej opowieści wyłamują się bardziej kojące pierwszy i ostatni utwór.
Tekst ukazał się 18/8/15 w Wyborcza.pl/kultura – tamże więcej recenzji