Tytuł może się kojarzyć z My Bloody Valentine, ale druga płyta Ocean Of Noise jest dużo łagodniejsza niż produkcje zespołu Kevina Shieldsa. Na „Still In A Dream” składają się melodyjne utwory zaaranżowane przejrzyście na gitarę, bas, perkusje, klawisze, perkusjonalia. Pasowałoby do filmu, prosi się o teledyski.
Białostocki zespół po debiutanckiej płycie sprzed trzech lat teraz ma dla słuchaczy tylko i aż epkę, sześć utworów. Piszę, że „ma dla słuchaczy”, bo rzecz jest do ściągnięcia za darmo ze strony zespołu. Lider zespołu Rafał Konopka do udziału w nagraniach pierwszej płyty zaprosił kilkoro solistów, tym razem śpiewa tylko Magda Noweta, obecna zresztą już na „Ocean Of Noise”. Napisała słowa do wszystkich nowych utworów zespołu („Boardas” jest bez słów) – są po angielsku, zbliżone do uczuciowej, nastoletniej stylistyki polskiego gitarowego indie sprzed dobrych dziesięciu lat. Ona sama śpiewała tak w Let The Boy Decide czy Oh Ohio.
„What we do is just fun/ where are my shoes, I want to dance”, śpiewa w najbardziej przebojowej piosence „Want To Dance”, pozytywnej, wiosennej, opartej na melodyjce gitary. Drugim tak bezwstydnie jasnym utworem jest ciekawe harmonicznie „Heartbeats”, które prosi się o prawdziwa bossa novę, i już bylibyśmy w centrum polskiego pop niezalu, tego obejmującego The Car Is On Fire i okolice. W bezpretensjonalnym tekście jest obecny niezbędny cień, wśród instrumentów wibrafon Kuby Kotowicza. Wszystko to już było, ale nie odczuwam w „Still In A Dream” napięcia na artyzm. Nawet te proste zdania: „let’s build a new home, don’t wanna be alone” z przeciętnego „Forget About It” mają na tej płycie sens. Do miłego posłuchania dla fanów polskich gitar.
Tekst ukazał się 31/5/16 w Wyborcza.pl/kultura