Orzeł i Reszka to duet Magdy Turłaj z Maurycym Kiebzakiem-Górskim. Artyści od lat związani ze sceną gorzowską muzykę i teksty podpisują wspólnie.
Nadal często, w tym roku choćby na Dwutygodnik.com, można przeczytać o prężnej scenie gorzowskiej, na której niemal co tydzień powstają i rozpadają się kolejne zespoły. Moim zdaniem ten obraz był aktualny kilka lat wstecz, może około 2010 roku. Wtedy ostatnią płytę wydał kwartet Kawałek Kulki, w którym gitarzysta Błażej Król śpiewał razem ze skrzypaczką Magdą Turłaj.
Król szybko powołał z Maurycym Kiebzakiem-Górskim duet UL/KR (Płyta Roku „Wyborczej” w 2012 r.) i postawił na rozmemłaną, acz przebojową elektronikę. Po paru latach porzucił UL/KR na rzecz pracy solowej, nagrał też płytę z Kobietą z Wydm. Turłaj pograła trochę w pierwszym składzie Drekotów, zespołu Oli Rzepki z Katowic, i przyłożyła się do wydania (wreszcie) albumu przebojowych Żółtych Kalendarzy.
Orzeł i Reszka to duet Turłaj z Kiebzakiem-Górskim. Muzykę i teksty podpisują wspólnie. Ona śpiewa enigmatyczne teksty (w „Od A do Z” m.in. tak: „żółty kalendarz mam/ przezimowanych lat”) i gra na klawiszach, on dzięki syntezatorom wywołuje nastrój tajemniczości i przaśności rodem z lat 80. Codzienność i przystępność (jakby te piosenki powstały w przerwie na papierosa) miesza się z synthpopem, ambientem i dubem.
Hity? „Posążek” tak jak singlowy „Nocy stół” przypomina UL/KR – mocne basowe syntezatory sąsiadują z wysokimi, zabawkowymi brzmieniami. „Wstrętna cisza przed burzą, sięgam po zbroję i broń”, śpiewa Turłaj, nie wiem o czym, jak zawsze zwyczajnym, nawet szarym wokalem. Kontrastują z nim efektowne wokalizy (obecne w wielu utworach), jakby pożyczone na straganie z polskimi piosenkami. Fajnie to wymyślone.
Najbardziej chwytliwie brzmi zamykające półgodzinną płytę „Nic nie szkodzi”, gdzie słów jest niedużo, sporo za to kojących instrumentalnych fragmentów. „Nic nie szkodzi, wszystko ze mnie weź”, powtarza w kontrze do spokojnej muzyki Turłaj, by później dodać: „Nic nie szkodzi, zarzuć na mnie sieć/ nieruchomo będę czekać”. A na całym albumie odkrywam sporo słów, takich jak: zęby, głowa, oczy, uszy, czoło, policzek, tułów, serce, oddech, nerwy. Muzycznie dość lekka płyta w słowach okazuje się cielesna, konkretna.
Tekst ukazał się 19/10/18 w Wyborcza.pl/kultura – tamże więcej recenzji
PS Co do złotych lat sceny gorzowskiej – w tym krótkim tekście użyłem dość sporego skrótu. Okolice roku, o którym tu napisałem, uważam nie za zenit sceny gorzowskiej, ale za moment przełomowy. W momencie jak Kawałek Kulki się rozwalił, otworzyły się nowe możliwości. Wszyscy byli jeszcze młodzi, w powietrzu zawisło kilkanaście czy kilkadziesiąt potencjalnych zespołów, z których wiele się zrealizowało. Zawsze mówi się, że ta scena to więcej zespołów niż osób – krzywdzący stereotyp – i rzeczywiście dopiero po Kawałku Kulki powstał i osiągnął wielki sukces UL/KR, Król został gwiazdą wytwórni Kayax i zainteresowanie Gorzowem znacznie wzrosło. Jednak przełom umieściłbym parę lat wcześniej, a okres kształtowania się samego mechanizmu działania tej sceny – naturalnie w jeszcze bardziej zamierzchłych czasach. Tym bardziej że większość głównych postaci sceny gorzowskiej było już aktywnych w okresie, który dość bezmyślnie uznałem za przełomowy. Dlatego dobrze, że są Wczasy. Teraz czekamy aż z Gorzowa dojadą nie tylko roczniki 90., ale też artyści urodzeni w XXI wieku.