Jeśli ta elektronika specjalnie ma drażnić i jeśli kogo ze słuchaczy to uszczęśliwia, no to ekstra. Plumka, tak trzymać. Chciałoby się jednak czasem w tę lub też w tamtę – w kiczowatą gładkość głosu lub upierdliwość i przedobrzenie podkładów.
Płyta, która takiego starego gitarowego pryka jak ja drażni. Elektronika i ładne śpiewanie, tysiące składów na świecie to robią i mam nawet kilkanaście, ‑dziesiąt takich, o których mogę powiedzieć, że robią to świetnie. To czemu drażni? Piosenki u Oszibarack są – no to super, a jednak są nie takie. Bo? Głos żeński brzmi i tak ślicznie, nawet jeśli bardziej gada niż śpiewa. Nieuniknione w tym pokoleniu wokalistek bywają ukłony w stronę Bjork, no i co. Aż za pięknie, niestety, i za słodko. Pornografią a la fotosklep po zastanowieniu jeszcze bym tego nie nazwał, ale jest coś na rzeczy, i to nie tylko w wokalu. Przeprodukcja.
Najlepsze są momenty, które nie są przeładowane bezsensownymi (tylko moim zdaniem oczywiście) ozdobnikami. Głosu, co sam jest największym atutem muzyki, jej najbardziej intrygującym punktem, nie ma sensu zasłaniać „intrygującymi” oklepanymi ozdobnikami.
Nawet solidne otwierające „Anchor Up” się sypie. Ma sens transowy motyw gitary akustycznej. Bas jest za bardzo wyobrażony, a za mało pomyślany. Wszystko puka, burczy, szumi zupełnie niepotrzebnie. Wokal, który jest na wierzchu, broni się sam najzupełniej. Jeśli ta elektronika specjalnie ma drażnić i jeśli kogo ze słuchaczy to uszczęśliwia, no to ekstra. Plumka, tak trzymać. Chciałoby się jednak czasem w tę lub też w tamtę – w kiczowatą gładkość głosu lub upierdliwość i przedobrzenie podkładów. Mimo wszystko jakoś to się ma bardziej do siebie niż od siebie, choć podobać się moim zdaniem nie może. Nie przeszkadzać? No właśnie, raczej jest w stanie. Ale też nie każdemu.
Na stronie zespołu do ściągnięcia udane „Anchor Up” wraz z remiksami.
ocena: 4/10, trochę nuda jakby