Menu Zamknij

Essential Killing (reż. Jerzy Skolimowski)

Sprzeczne reak­cje zna­jo­mych na nowy film Skolimowskiego oraz napis „naj­więk­szy świa­to­wy suk­ces pol­skie­go kina” na pla­ka­cie spo­wo­do­wa­ły, iż wybra­łem się do tegoż pol­skie­go kina na film – było nie było – tro­chę pol­ski. Przygody mia­łem pra­wie takie jak Vincent Gallo, z tym że moja łagod­na natu­ra zawa­ży­ła na tym, iż niko­go nie zaszlachtowałem.

Broken Social Scene – Forgiveness Rock Record

Kolejny powrót (po Arcade Fire) i kolej­ny dowód, że w Kanadzie jakoś cie­ka­wiej niż w Stanach. Więcej relak­su i wię­cej moż­li­wo­ści. Jeśli nie zała­piesz się na hoke­istę w NHL, to zawsze znaj­dzie się miej­sce w Broken Social Scene (na ogół od 12 do 18 eta­tów). Ich sezon mija się z hoke­jo­wym – to wio­sna, lato i wcze­sna jesień.

Klaxons – Surfing The Void

Zaskoczyć kogo­kol­wiek czym­kol­wiek w dzi­siej­szych cza­sach? Duży wyczyn. W 2007 roku doko­na­li tego chłop­cy z Klaxons. Połączyli house z roc­kiem, dopro­wa­dza­jąc do eks­ta­tycz­nych spa­zmów (to aku­rat żaden wyczyn) bry­tyj­ską pra­sę muzycz­ną, któ­ra poczu­ła się w obo­wiąz­ku obwo­łać mło­dzia­ków kró­la­mi nowe­go gatun­ku nu rave. Uwagę przy­ku­wa­ły rów­nież tek­sty, osa­dzo­ne w świe­cie scien­ce fic­tion, gwiezd­nych podró­ży, Atlantydy, wzbo­ga­co­ne odwo­ła­nia­mi do Pynchona, Prousta i tuzi­nów innych panów. Debiut „Myths Of The Near Future” poko­nał w wal­ce o pre­sti­żo­wą Mercury Music Prize m.in. Amy Winehouse. Przyszłość, o któ­rej śpie­wa­li, wyda­wa­ła się świe­tli­sta jak zło­ci­ste skany.

Alians – Egzystencjalna rzeźnia

Umiejętność wra­ca­nia z zaświa­tów jest w naszej kul­tu­rze bar­dzo wyso­ko cenio­na. Z dłu­go­wiecz­no­ścią zespo­łów jest zgo­ła odwrot­nie – kla­sycz­ne jest zda­nie, że Kazik, T.Love czy nawet Ścianka albo Starzy Singers skoń­czy­li się na „Kill’em All”. Nie ina­czej jest z Aliansem, któ­ry 20-lecie ist­nie­nia uczcił pły­tą nagra­ną po sied­miu latach prze­rwy. Jak po każ­dym wcze­śniej­szym albu­mie zespół z wie­lu stron usły­szał, że napraw­dę zaje­bi­ście to grał na pierw­szej kasecie.

Arcade Fire – The Suburbs

Znamy kil­ka histo­rii arty­stów, któ­rzy zna­leź­li się w trud­nej sytu­acji – bo nagra­li zna­ko­mi­cie przy­ję­tą pły­tę. Po obo­wiąz­ko­wych wypa­dach na rynek nie­ru­cho­mo­ści i nasy­ce­niu swo­je­go ego entu­zja­stycz­ny­mi recen­zja­mi musie­li zmie­rzyć się z pyta­niem: co dalej? Większość twór­ców, może z powo­du nasy­ce­nia, wybie­ra ambit­ne poszu­ki­wa­nie nowej dro­gi. Nawet jeśli jest uda­ne, postrze­ga­ne przez pry­zmat wcze­śniej­sze­go osią­gnię­cia wypa­da blado.

Mitch & Mitch – XXII Century Sound Pioneers

Stara pły­ta, ale no wła­śnie, jara. Trzecich Miczów słu­cham od daw­na i czas już ich pogła­skać. Szkoda, że tym razem nie śpie­wa­ją, ale melo­die wciąż wymy­śla­ją przed­nie. Najlepsze. Gdy do tego, co oczy­wi­ste, doło­żyć bra­wu­ro­we inter­wen­cje sek­cji dętej – powsta­je motyl wagi naj­cięż­szej. Wodolot, któ­ry okrą­ża świat.