Wydana przez Czarne książka Pawła Sołtysa to rzecz dla wrażliwych od czułego i uważnego pisarza. Nie wiem, od jak dawna Sołtys pisze opowiadania, ale w swej pierwszej książce nie strzela na wiwat. „Mikrotyki” to kąpiel w melancholii.
Pablopavo stał się Pawłem Sołtysem – nie tylko w podpisie felietonów, ale jako artysta. Trudno sobie wyobrazić drogę, jaką przeszedł od czasów szkolnych, grania w zespole, pisania tekstów, improwizowania tekstów, gorących nocy w Punkcie i Śnie Pszczoły, przez nagrywanie płyt z coraz bardziej, zaskakującymi słowami, aż do książki, która jest zupełnie jak on – łączy prozę z poezją, pokazuje trochę autobiografii, bohaterów zlepionych z prawdziwych postaci i kolegów, a także, gdzieś w tle, nawet rodzinę pisarza.
No dobrze, pisarza. Nauczę się tego. Jeśli chodzi o „trudną do wyobrażenia” drogę, można zajrzeć do komiksowej opowieści „Dym” albo niezliczonych wywiadów. On jest nasz, naznaczony tym światem – muzyka, książki, miasto, osiedle, peryferia, korzenie na wschodzie. Nie zamyka się, chętnie mówi. To, co przeżył, mogłoby się wydarzyć na dowolnym osiedlu i pewnie w wielu miastach. Byłby taki sam, wierzę w to.
Im dłużej cieszę się znajomością twórczości Pawła, tym lepiej rozumiem, że on mówi do mnie nie o Warszawie czy o życiu, lecz o wrażliwości. To jest jego znak. Warszawę i życie ma każdy, to nie są jakieś cuda na kiju, choćby ktoś nigdy do tego miasta nie przyjechał, ma opinię i swoje wie. „Jestem ojcem moich zmarłych”, nie każdy może tak napisać, a dodać do tego obrazek, jak stoi przed kamienicą, w której kiedyś mieszkali dziadkowie – tego nie zrobi już nikt.
I to nie jest tylko pisanie, on taki jest. Czasem w sieci da wyraz temu, że poczuł się czymś dotknięty. Wkurzy się, wzruszy, jest jak ja, ale jest naznaczony – ma talent i odwagę. Najbardziej w „Mikrotykach” (małe dotknięcia?) podoba mi się to, że wszystko się miesza. Narrator jest bliższy lub dalszy autorowi, opowiadanko zrobione na wzór skazki jest fenomenalne, czegoś jak to o ćwierci twarzy nigdy nie czytałem, a obok piękne wspomnienia o tym, jak się paliło papierosy w latach dziewięćdziesiątych i dalej, na zawsze. Śpiewasz coraz niżej, zagadnąłem kiedyś. Fajki, odpisał.
Patroni są nazwani wprost lub choć zasugerowani – Hrabal, Iwaszkiewicz, Świetlicki, Czechow, książki Michała Cichego, zgubiłem notatki, więc nie odkryję tu Ameryki. „Czas płynął i ten człowiek długo się z niego nie wynurzył”. Iskrzenie na łączach: życie, lektury, przemyślenia, nawet obawy i nadzieje na przyszłość, skończyło się w książce Pawła czymś ważnym i moim własnym.
Chciałbym, żeby zostały ze mną obrazki: „talerz, z którego spożywa się wiadomości, filmy i teleturnieje”. Kasjer, „głuchoniemy chłopak, który jest najszybszy ze wszystkich”.