Czar kwartetu Pink Freud polega na tajemniczej kombinacji nieokiełznanej siły z lirycznością. Świetni technicznie muzyce potrafią zarówno dać na odlew, jak i zagrać poetycko, delikatnie. Broniewski i Iwaszkiewicz.
Za to duet Autechre, którego muzykę wzięli na warsztat, to estetyka skrajnie różna od przebojowego jazzu Pink Freud. Manchesterski zespół od blisko trzech dekad jest flagowym okrętem flotylli „inteligentnej muzyki tanecznej” (IDM). Z lekkością motyla Autechre łączy to melodyjny ambient, to techno czy glitch z najbardziej skomplikowanymi rytmami. Kwartet Wojtka Mazolewskiego od lat krążył wokół tematu, teraz artyści ze słuchu spisali, co grali w latach 90. Brytyjczycy, i przygotowali koncertowe danie. Serwowali je m.in. na festiwalach Open’er i RMBA Weekender, a na płycie jest nagranie z klubu Hipnoza w Katowicach.
Elektronikę zagrano więc na bas i perkusję, trąbkę i saksofon barytonowy, do tego zdarzają się partie syntezatora. Liryczna strona muzyki Pink Freud triumfuje zwłaszcza w kruchym wręcz „Cichli” czy końcówce opartego na dialogu basu z saksofonem „Pule”, a do tańca porywa pełna groove’u wersja „Basscadet”. Moimi faworytem są jednak „Bike”, gdzie kwartet brzmi jak cała orkiestra grająca temat ze starego filmu, oraz malowniczy finał – pięknie poprowadzone „Eggshell”. Świetny pomysł i bardzo dobra płyta.
Tekst ukazał się 29/1/16 w „Gazecie Wyborczej” – w portalu więcej recenzji