Od koncertu minął już ponad tydzień. Przechowuję go w coraz życzliwszej pamięci, przynajmniej względem zespołu. Na pewno są jakieś relacje wideo (nie przepadam), a listę piosenek można zobaczyć tutaj. Z 17 piosenek tylko trzy z „Neon Bible” – dobra dla mnie decyzja, bo nie podzielam entuzjazmu dla tej płyty, który ma choćby Robert Sankowski. Lubię przeboje, jak mówił klasyk. Najbardziej podobały mi się zlepione w jedno „The Suburbs”. Wart zapamiętania moment: na koniec publiczność zamknęła buzie, przestała „wspierać” Butlera mniej lub bardziej zgrabnym śpiewem, dała mu dokończyć samemu, w ciszy. To było świetne.
Nie wiem, czy tylko dla mnie ten koncert był bardzo drogi, ale Torwar był wypełniony co najwyżej w połowie. Nie chciałbym pakować Kanadyjczyków do mniejszej hali. Zastanawiam się, czy koncert Arcade Fire wypadłby lepiej na festiwalu, gdzie dużo więcej ludzi mogłoby zrobić dużo większą atmosferę. Stosowny do porównania jest chyba zeszłoroczny koncert Flaming Lips na Offie, gdzie ogromne tłumy przyszły na zespół o przeciętnej popularności w Polsce, dużo bardziej zakręcony niż Arcade Fire. W ten czerwcowy wieczór jednak nie było lipy – muzycy latali po całej scenie i wszystko wskazuje, że dali z siebie wszystko i dobrze się bawili. Przybijam piątkę.
Inna sprawa, o której przeczytałem tu i ówdzie, to słabe nagłośnienie Torwaru. Jedna rzecz to fani, którzy przyszli wytańczyć się na występie swoich idoli, a druga – oczekiwania wobec tak drogich biletów i renomy organizatora. Chciałoby się, żeby koncert brzmiał świetnie, a co najmniej bardzo dobrze, tymczasem cóż... Żeby pozostać przy Offie – Paula i Karol rok temu o lata świetlne wyprzedzili nagłośnienie Arcade Fire. Nawet grając wtedy w siedmio- czy ośmioosobowym składzie, w którym występowali chyba po raz pierwszy. Akurat mnie nie doprowadza to do rozpaczy, bo na koncertach głównie patrzę, zwłaszcza odkąd sprawiłem sobie nowe okulary. Ja tylko płacę za to.
Było jeszcze wybitnie przychylne przyjęcie Basi Bulat – zaskoczenie – i zwłaszcza Radka Łukasiewicza. Czyżby za te 10–15 lat miał się stać polskim Paulem Wellerem? A może, mówiąc wprost: Zbigniewem Hołdysem?
Jeśli mnie brakowało atmosfery na koncercie Flaming Lips, to może jednak lepiej, że przegapiłem AF :)
po prostu nie wolno było spojrzeć za siebie, ani na boki. to co było widać na wprost było ok.
na Flaming Lips być może nie zrozumiałeś kawału – cyrk to cyrk :)
Dopiero teraz przeczytałem. Cóż widziałem zespół na tej samej trasie w zgoła innych warunkach. Świetnych, za wielką wodą (to były dopiero drogie bilety). Torwarowy gig to był jednak koszmar. Fatalne, kompromitujące nagłośnienie, histeria fanek i duchota. Nie, broń Boże nie skakałem, ale po mniej więcej 5 minutach i tak byłem mokry. Zespół – dobrze, ale warszawski koncert, to było o mniej więcej 70% energii, którą widziałem wcześniej. Szkoda.