Dawność połączona z przyjemnymi bitami i prowincjonalnością. Polskie Nagrania dysponują melancholią i bezpośredniością, która przypomina Bitaminę.
Powstały w 2010 r. zespół tworzy trzech kolegów z jednego szamotulskiego podwórka, wszyscy rocznik ’89, a ich półgodzinna płyta może się kojarzyć z nagraniami zespołu Koli, rapowego protoplasty Lao Che. Może z powodu melancholijnych wokali Piotra Ruciaka? Trzeba usłyszeć ten głos, tak podobny do głosu Spiętego: „Środa wieczór/ chłopaki, deszcz, alkohol – szamotułing/ latarnie z wolna dają znać/ że słonko zaraz idzie spać” („Szamotuły”).
Skład tworzą jeszcze klawiszowiec Patryk Kraśniewski (znany m.in. z Vavamuffin) oraz Jarosław Bogacki z samplerem. Właśnie sample z lat 60. i 70. nadają muzyce Polskich Nagrań sepiowej barwy. To dialogi z filmów, dużo jazzowych trąbek i kontrabasów, szum analogowej płyty. Zarazem album jest bujający, skoczny, nawet gdy w tekstach góruje zakochana melancholia w stylu Fisza: „Znowu skoczył mi cukier, a to lato jest wyjątkowo ciepłe/ widziałem cię wczoraj w tej butelkowozielonej kiecce (...) skoczyło mi ciśnienie, zdrętwiały mi ręce” („Butelkowy problem”), albo nawet zauroczenie czysto seksualne: „jeszcze mi mała zapłacisz za me auto zniszczone/ zapatrzyłem się na twe nogi, w inne auto je...łem” („Jeszcze mi mała zapłacisz”).
Przy czym na te sample, klawisze i gitarę Ruciaka nałożony jest hiphopowy rytm, ale Ruciak śpiewa, nie rapuje. A teksty pisze niezwykłe i bezczelne, trochę czeskie, trochę leśmiańskie. Chyba najlepsze jest „Weź mnie ze sobą”, w której do tytułowego refrenu po pięknej melodii prowadzą same perły: „Gdy ci się znudzą chabry, kaliny/ wrzosy, bzy, tulipany (...) gdy przezieleni ci się trawa, przeniebieszczy ci się niebo/ kiedy na zawsze przestaną rozchmurzać cię piosenki Wodeckiego”. Czekałem na taką płytę.
Tekst ukazał się 4/9/18 w Wyborcza.pl/kultura – tamże więcej recenzji
Pingback:Najlepsze płyty roku 2018 - Jacek Świąder | Ktoś Ruszał Moje Płyty