Dzięki życzliwości autora – Przemka Tymińskiego, obejrzałem film o Złodziejach Rowerów. To był zespół emblemat polskiej sceny hard core/punk, emo, straight edge, jakkolwiek to nazwać. Tymiński udokumentował ich ostatni dzień, dwa lata temu w CDQ, i dołożył do tego wybór z 17 godzin starszych materiałów. Film trwa około 50 minut i zawiera m.in. obszerne fragmenty koncertu z 1995 roku w Ciechanowcu.
Panta rhei, wszystko płynie
chwila za chwilą ucieka
Nie byłem blisko nich. Miałem kasetę „Emo’la”, byłem na jednym, może dwóch koncertach, dobrze zapamiętałem jeden, który trwał z piętnaście minut. To zespół z innej epoki, gdy najważniejsze były emocje, szczerość, prawda. Jasne, teraz też one są czy bywają ważne, ale jakoś inaczej, w innej skali. Teraz żyjemy, ja żyję, w niewoli internetu i korporacji, z wiekiem częściej przychodzi mi robić rzeczy, na które nie mam ochoty i w które nie wierzę. Nie chciałbym być bezkompromisowy, ale też nie chciałbym być słaby. I coraz trudniej mi spotykać tych ludzi, na których zależy mi najbardziej. A na tym filmie – wprawdzie pod koniec, ale zawsze – popłakałem się leciutko.
Dlatego że prawda Złodziei Rowerów wciąż jest na wierzchu. Pada w tym filmie zdanie, że to był taki pozytywny przekaz, a z drugiej strony nie upierali się, ten wokalista Jacek nie upierał się, że ma rację, że wie lepiej, nie mówił: rób tak i tak. Dlatego to było tak poruszające. Pamiętam z koncertów jeszcze z poprzedniego wieku Roberta „Refuse’a” i innych. To jest budujące, że części z nich udało się podtrzymać tamtą energię, ciągle wydają muzykę, robią koncerty, choć świat tak bardzo się zmienił i porwał na strzępy dawne złudzenia, marzenia, plany, a zwłaszcza sztandary. Prawdziwe jest gorzkie zdanie Jacka: „Ta scena miała być alternatywą dla społeczeństwa, ale stała się jego miniaturą”. A oni mimo to, obok tego, na własny rachunek.
Przecież każdy chyba chce, aby trwało jego życie jak muzyka
Film powstał w zgodzie z tym, jak działali i czym byli Złodzieje Rowerów. D.I.Y. ponad wszystko, trochę chaosu, zero patosu. Są tu pokazani spokojni, starsi już kolesie z Zambrowa. Gadają swoje, to jest ciekawe, ale większe wrażenie – poza tym zdaniem wyżej – zrobiły na mnie kadry, na których widać publiczność. Zwłaszcza z ostatniego występu. Te trochę przerażone, a trochę ekstatyczne młode twarze, których przyszłości i przeszłości nie odgadniesz. Wcielone zaangażowanie, na którym w trakcie koncertu nikt nie żeruje, którego nikt nie chce wykorzystać i użyć. Czy to jest 1995 rok, czy 2010. Inne stroje, fryzury, ale kocioł podobny. No, może dawniej lepszy, bo dawniej wszystko było lepsze. (Żart, na który Złodzieje by sobie nie pozwolili).
My też byliśmy przez chwilę wśród tych rozdziawionych gęb krzyczących teksty. Latem 2003 na Polach Wilanowskich był organizowany nielegalny festiwal. Teraz są tam chyba nowe bloki. Grały zespoły z Czech, USA, Izraela, Łotwy i też dużo z Polski. Nie pamiętam nawet, jak rozeszła się informacja, SMS-ami czy mejlami, ja dowiedziałem się na schodkach za jednym drewnianym klubem, przy winie fresco.
Wybraliśmy się we czwórkę drugiego dnia, już mocno po południu, to był 24 sierpnia. Jak to na koncertach z tamtych lat, była wspaniała wegetariańska kuchnia, zanosiło się na to, że obejrzymy parę ładnych koncertów, może kilkanaście. Mikroscena, wielki hałas, teren otoczony biało-czerwoną taśmą i kasowanie po 20 złotych na wejściu. Weszliśmy, rozejrzeliśmy się, patrzę, gdzieś tam z tyłu biegną Złodzieje. Koniec lata był upalny i męczący, ale tego dnia było pochmurno i lżej. Zaraz jak weszli na scenę, zrobiło się czarno i zaczęło padać, schowaliśmy się pod kawałek plandeki nad konsoletą.
Poszło może z pięć numerów, i wtedy Jacek mówi: „To była ostatnia piosenka, bo znowu przyjechała policja. Nie chcemy tutaj kłopotów, to jest koniec festiwalu”. W tym momencie trwała solidna ulewa, a zanim doślizgaliśmy się po błocie do bloków od strony SGGW, waliły już pioruny. Przeczekaliśmy końcówkę. Wypłukany z forsy, pożyczyłem od przyjaciół po dwadzieścia złotych od głowy, cały ich dobytek dał sześćdziesiąt, i z wodą w butach, ze spodniami przyklejonymi do nóg, przemoczony wskoczyłem do autobusu 136. Prosto na niebotycznie drogi koncert Mogwai w Proximie.
Wszystkie szczegóły i lista najbliższych pokazów na stronie filmu o ZXRX. Coś do posłuchania na stronie Złodziei Rowerów.
Angielski trailer filmu w tym miejscu.