Co za płyta! Trzech doświadczonych muzyków z różnych światów za punkt wyjścia obrało poezję Arthura Rimbauda (1854–91). Efekt ich badań znacznie przewyższa sumę talentów członków zespołu: wokalisty Tomasza Budzyńskiego, saksofonisty i klarnecisty Mikołaja Trzaski (poznał ich ze sobą... Andrzej Stasiuk) oraz kompozytora i producenta Michała Jacaszka.
Pierwszy wybrał konkretne zdania, frazy i deklamuje je, wykrzykuje, harczy, zawodzi, zahaczając o rejestry wysokie i niskie. Guru, kapłan, błazen. Gdy zaryczy po francusku, brzmi to jak The Young Gods. Dziki improwizator Trzaska gra z ogromną dyscypliną, mocno i złowieszczo. Najlepszy jest jednak ten subtelny Jacaszek, który oprawił to industrialnymi, noise’owymi dźwiękami. Z jednej strony umie przytłoczyć głos Budzyńskiego syntezatorami i samplami, z drugiej – otoczyć go charakterystyczną przestrzenią.
Momentami dźwięki Jacaszka kojarzą się z tępymi, mechanicznymi rytmami Einstürzende Neubauten. Brzydkie, zgrzytliwe, mogłyby powstać na nocnej wycieczce do wnętrza wielkiego zegara. Agresywność muzyki przytłacza, ale bardzo pociąga – tak jest w kapitalnej „Armacie” otwierającej album czy w „Jesteście fałszywymi Murzynami”. „Rimbaud” przywraca wiarę w odwagę artystyczną i oryginalność.
Tekst ukazał się 26/6/15 w „Gazecie Wyborczej” – w portalu więcej recenzji