Ostatnio słyszy się o powrocie Sistars, duet sióstr Przybysz. Na razie Paulina Przybysz daje fanom płytę kolejnego po Pinnaweli projektu – Rity Pax. Nie jest to album aż tak bezkompromisowy jak jego okładka. Przybysz po prostu wywaliła komputer i sięgnęła po prawdziwe instrumenty.
Nagrała album z bardzo dobrymi i młodymi muzykami – są to Remek Zawadzki z Afro Kolektywu (producent Dagadany), Paweł i Piotr Zalewscy oraz Kasia Piszek, kompozytorka i pianistka grająca z Noviką, Karoliną Kozak i Anią Dąbrowską.
Stylizacja jest retro, ale ritapaxowy soul jest zdecydowanie neo, aranżacje nieoczywiste. To taki pop dla koneserów, gimnastyka stylistyczna (wersja „Instant Karma” Lennona). Tasują się rytmy, zaskakujące harmonie, nad kompozycjami krąży duch bitelsowski. Zespół świetnie buduje nastrój, sprawniej niż refreny. Paulina czaruje, we wkładce występuje nawet w pozie „ręce, które leczą”.
Tematyka tekstów krąży wokół samoakceptacji, zaufania sobie i czucia się piękną. Niestety Przybysz nie jest wybitną poetką, nawet po angielsku. Przekonują przede wszystkim „What If” i „Sweet Blank” – tak się składa, że muzycznie też doskonały, nieprzeładowany. Za to jako słaby tekst, żeby później nie musieć szukać, zacytuję z wkładki: „sometimes when we make it/ I see others, man faces/ I’m taking off my panties/ hear my nasty thoughts/ purple rain in my golden blood/ strong red vain turns of my brain/ is it a pleasure or pain?”.
Zagrożenie, jakie niesie ze sobą tak obcykany skład, jest jedno: że za dużo będzie kombinowania, a za mało duszy. „Sweet Blank” oddala tę obawę.
Tekst ukazał się w „Gazecie Wyborczej” 5/7/13