Doskonały album wokalistki i gitarzystki z Mali, jeszcze lepszy niż poprzedni „Tchamantché”. Piosenki są niby to zróżnicowane w tempach, dynamice i instrumentarium, a jednak stanowią jedną opowieść o pięknie kontynentu uśmiechu i godności afrykańskich kobiet.
Opowieść intymną i wiarygodną. Rokia Traoré wzrusza i koi. Śpiewa w rodzimym języku bambara, po francusku i po angielsku. Czas przestaje istnieć, gdy słucha się tych utworów stojących mocno w tradycji afrykańskiej (śpiew, narracja, rytm, część instrumentów), a zarazem w rockowej, zachodniej (gitary, budowa utworów). Zarówno ciche piosenki Traoré („N’Téri”), jak i te rwące naprzód („Tuit Tuit”, „Sikey”) zachwycają połączeniem wyrazistego pulsu z delikatnością. Producentem tego czułego i zdecydowanego albumu jest John Parish (odpowiedzialny za brzmienie płyt m.in. PJ Harvey i Eels).
„Beautiful Africa” nie jest płytą sentymentalną. Rokia mówi bez żalu, pretensji, przez to mocno. O kobietach Afryki: „I miss your smile / I want to hear your laughter / I admire the courage you face your destiny with” („Sarama”). O problemach w Kongo, Gwinei i Mali: „Battered, wounded Africa / Why do you keep the role of the beautiful naive deceived / Yet, my faith does not know failure” („Beautiful Africa”). Śpiewa o miłości, przyjaźni, szacunku, obowiązku samorozwoju. Odważnie i z godnością.
Na nonesuch.com wszystkie teksty z tłumaczeniami na angielski i francuski.
Tekst ukazał się w „Gazecie Wyborczej” 4/10/13