Zestaw coverów The Grateful Dead: 59 utworów, ponad 300 minut muzyki. Dowód na aktualność legendy amerykańskiego rocka? Raczej na żywotność dzisiejszej sceny.
The Grateful Dead działali w San Francisco w epoce dzieci kwiatów, grali na Woodstock w 1969 r., z muzyki psychodelicznej (i narkotyków) przerzucili się na delikatniejszą folkową (i medytację). Ich piosenki tworzą tu śpiewnik anglosaskiego niezalu. Wykonawcy od Sasa do lasa: Anohni, Courtney Barnett, Kurt Vile, Fucked Up, Tim Hecker, Vijay Iyer, Bonnie „Prince” Billy, nie mówiąc o kooperacjach. Wersje często dalekie od oryginałów – od folku, przez blues i rocka, po afrykańską muzykę mbaqanga. Ta gigaskładanka prowadzi zarówno do piosenek The Grateful Dead (sprawdźmy oryginały), jak i do twórczości mniej znanych wykonawców (sprawdźmy ich własne utwory).
Format i brzmienie słusznie kojarzą się ze świetną kompilacją „Dark Was The Night” sprzed paru lat – obie powstały dla organizacji Red Hot zwalczającej AIDS i HIV. Kuratorami obu byli bracia Dessnerowie z The National. Aaron to garażowy producent, Bryce – kompozytor muzyki współczesnej, zresztą zaserwował tu świetny „Garcia Counterpoint”.
Równie odważnie pograli Man Forever z So Percussion i Oneida, w jednym utworze klejąc balafony i gitarowe sprzężenia, a Charles Bradley z Menahan Street Band dociążyli „Cumberland Blues” funkiem. Na finał finałów The National z weteranem z The Grateful Dead Bobem Weirem wrócili z klasycznym bluesem „I Know You Rider” w beztroskie lata 60. Można wymienić pół listy utworów, ale to one są tematem – cała muzyczna Ameryka jest z nich.
Tekst ukazał się 27/5/16 w „Gazecie Wyborczej” – w portalu więcej recenzji