O tej książce można pisać dużymi literami i dużymi słowami. Ten prosty i chwalebny zabieg sprawiłby jednak, że „Internat” przestałby być tym, czym jest – książką o nas, o tobie, o mnie. Świetną książką.
To powieść o ludziach w czasie wojny. Jesteś cywilem i jesteś stąd, nie masz gdzie się podziać, więc możesz tylko czekać, aż się skończy, jak Białoszewski w „Pamiętniku z powstania warszawskiego”. Jakbyś chciał przeczekać pod drzewem letnią ulewę, jak najmniej zmoknąć i ruszyć, kiedy się przejaśni. Za deszcz podstawiasz wojnę – i bez wielkiego zaangażowania po prostu próbujesz doczekać, aż front przejdzie, później będzie już tylko lepiej.
Te duże słowa do opisu „Internatu” to wojna, ludzkość, zło i dobro, humanizm. Dzieło. Wielki pisarz, który zrobił mi to, czego dawno nikt mi nie zrobił, i zrobił to inaczej, niż robił to zawsze. Obejrzyjmy to w powiększeniu: Ukraina, Donbas, bezimienne przemysłowe miasteczko, stacja, szkoła. Coraz bliżej: osiedle, dom, blok, bar, motel, płot, pociski, czołg. I wreszcie dokładnie tu, gdzie jesteś: zimno, wilgoć, kurtka, buty, głód, klatka schodowa, schody do piwnicy, schody w górę, zamknięte metalowe drzwi. Brudno, śmierdzi, konserwy, zimna woda, tłuste włosy i krew.
Powieść Żadana to mała narracja: rozgrywa się w ciągu trzech dni na niewielkiej przestrzeni. Świat oglądamy oczami głównego bohatera, który jest przekonany, że przeczeka. Jego sytuacja zawodowa i rodzinna sprawia jednak, że wchodzi w środek wojennego zamieszania (nie wie, nie interesuje się, nie zdawał sobie sprawy) i szybko musi zacząć się uczyć. Mocno działają tu pech, szczęście, przypadek, a wpływ bohatera na wydarzenia jest minimalny. Na przykład nie musi wcale mówić, że jedni to dla niego „nasi”, a drudzy „oni”, miejscowi to zwyczajnie odgadują, wojskowi nieokreślonych bander to czują. On sam też stara się ocenić po akcencie i konstrukcji zdań, skąd przybywa jego rozmówca.
Bohater rusza na misję czy w podróż. Tą misją na którymś z poziomów okazuje się dojrzewanie – do odpowiedzialności za siebie i innych, do podejmowania decyzji, do troski. Jeśli wróci do domu, będzie już innym człowiekiem niż ten, który trzy dni wcześniej ruszył w świat z prostym zadaniem. Nie tym zahukanym okularnikiem socjopatą spod znaku „jakoś to będzie”, tylko kimś, kto kalkuluje ryzyko, możliwe korzyści (przetrwać) i straty (zdrowie, życie, nie tylko własne), i działa. Każde miejsce może być niebezpieczne. Możesz zginąć, jeśli zostaniesz. Możesz zginąć, jeśli ruszysz dalej.
Serhij Żadan coś o tym wie, przecież mógłby siedzieć teraz w rosyjskim łagrze. Działał na rzecz Majdanu w 2004 roku, działał w charkowskim Euromajdanie w latach 2013–14 (część kraju, gdzie działają silne moskiewskie wpływy). Pobili go wtedy, pamiętam, jak zalany krwią przebijał się przez wrogi tłum wielbicieli Putina na głównym placu Charkowa.
Żadan jest niecałe dwa lata starszy od Ołeha Sencowa, reżysera porwanego przez Rosjan na Krymie i zesłanego do łagru na 20 lat – niby nie wiadomo dlaczego, ale wygląda na to, że dla przykładu i na postrach innym. To naprawdę nie dzieje się bardzo daleko. Jednego dnia jesteś w domu, drugiego tam, skąd nie ma wyjścia, i to wcale nie wymaga żadnej podróży ani misji, a trzeciego twoje życie jest na czyjejś łasce. Nie musi nawet zaistnieć żaden front, żeby działy się takie rzeczy.
Polecam tę książkę. Jest napisana prosto, idzie jak strzała do celu, zdania są krótkie. W jednej z ukraińskich recenzji czytam: na wojnie najpierw znikają zbędne ruchy, po nich zbędne słowa. Poezja? Może tylko refren „Nikogo nie szkoda, nikogo” wzięty z piosenki rosyjskiego zespołu Leningrad. Są też powracające motywy, jak psy – zaniedbane, porzucone, zdziczałe, głodne. Wojskowym, tak jak tym psom, lepiej nie patrzeć w oczy i przed nimi nie uciekać. Pokonać strach znaczy przetrwać. To właśnie jest uniwersalne, bo z nieznacznymi modyfikacjami „Internat” mógłby się dziać w świecie „Opowieści podręcznej”.
Nie byłoby źle, gdyby tę książkę przeczytali też lokalni miłośnicy wojenki.
Pingback:Kilka książek z roku 2019 - Jacek Świąder | Ktoś Ruszał Moje Płyty