Menu Zamknij

So Slow – Nomads

Pierwsza pły­ta So Slow „Dharavi” uka­za­ła się bli­sko dwa lata temu. Teraz muzy­cy kwin­te­tu zazna­cza­ją, że ten album jest poże­gna­niem z woka­li­stą Łukaszem Jędrzejczakiem. Rozumiem róż­ni­ce w podej­ściu do mate­rii dźwię­ko­wej, ale żału­ję. Nie tyl­ko głos, ale też syn­te­za­to­ry Jędrzejczaka sta­no­wią waż­ną war­stwę ich muzyki.

soslow-nomadsTak jest choć­by w utwo­rze „Księga Rogera”, któ­ry star­tu­je gita­ro­wym rif­fem rodem z lat 90. i rapo­wo-meta­lo­we­go cros­so­ve­ru. „Księga...” to jeden z dwóch bar­dzo dłu­gich utwo­rów na pły­cie – trwa bli­sko 12 minut. Po tym roz­grze­wa­ją­cym star­cie rodzi się tu coś napraw­dę powol­ne­go. Atletyczna, post­pun­ko­wa gra sek­cji ryt­micz­nej wpro­wa­dza kolej­ny, tym razem mają­cy wię­cej miej­sca motyw na dwie gita­ry. Ten mono­ton­ny moment zamie­nia się w pio­sen­kę dzię­ki Jędrzejczakowi, któ­ry naj­pierw wpro­wa­dza nie­po­ko­ją­ce syn­te­tycz­ne brzmie­nia, a póź­niej szep­cze angiel­ski tekst meto­dą Mike’a Pattona z Faith No More (w innych utwo­rach chęt­niej wybie­ra pol­ski, śpie­wa, krzyczy).

Bez przy­ku­wa­ją­ce­go uwa­gę woka­li­sty ten utwór zna­la­zł­by się bli­sko ame­ry­kań­skiej gru­py Swans. Tylko że zespół Michaela Giry pra­cu­je na jesz­cze wol­niej­szych obro­tach i trud­no mu na tym polu dorów­nać. Tymczasem So Slow na „Nomads” sygna­li­zu­je, że ma bar­dzo róż­no­rod­ne atu­ty. Udały się krót­sze, bar­dziej pio­sen­ko­we for­my, szcze­gól­nie pozba­wio­ny woka­lu „Depeceur” opar­ty na „melo­dyj­nej” per­ku­sji i kla­wi­szo­wym zawi­ro­wa­niu. W „Rzeczach, któ­re wymy­ka­ją się z rąk” sek­cja gra jak NoMeansNo, gita­ry roz­le­wa­ją się po meta­lo­we­mu, prze­ska­ku­jąc nad akcen­ta­mi, a wokal zaczy­na jako instrument.

Zawarte we wkład­ce mot­to opo­wia­da o tury­stach i włó­czę­gach, tak jak temat pły­ty zosta­ło wzię­te od Zygmunta Baumana, z jego – jak pod­kre­śla­ją, wciąż aktu­al­nej – książ­ki „Globalizacja” (1998). Tkwi w tym zespo­le poten­cjał hard­co­re­’o­wy. Byle tyl­ko mie­li z czym zde­rzać swo­ją este­ty­kę, czy to z nowym woka­li­stą, czy jako instru­men­tal­ny skład. Byle byli w ruchu.

Tekst uka­zał się 24/2/16 w Wyborcza.pl/kultura – tam­że wię­cej recenzji

Podobne wpisy

Leave a Reply