Jadą na grzbiecie chłodnych postpunkowców: Siouxsie & The Banshees, Gang Of Four, nawet Joy Division. Jadą, ale zeń spadają.
Szkockie zespoły na przełomie wieków zrobiły w UK to, co w futbolu nazywa się różnicą. Primal Scream czy Mogwai stworzyły swoje własne gatunki, zburzyły Londyn i przypilnowały, by odbudował się na ich modłę. Sons And Daughters też są z Glasgow, a nowej jakości nie ma. Jadą na grzbiecie chłodnych postpunkowców: Siouxsie & The Banshees, Gang Of Four, nawet Joy Division. Jadą, ale zeń spadają. W swych precyzyjnych kompozycjach S&D postawili na nastrój (zimny, klaustrofobiczny, groźny) kosztem melodii. Ten manewr mógłby się udać, gdyby nie sterylna produkcja. Wyszło grzecznie, trochę do tańca („The Model”), trochę do hałasowania („Breaking Fun”). Bez obaw można słuchać tej płyty po 23. A miało być noir... Dobry pomysł, gorsze wykonanie, jak mawia Dariusz Szpakowski.
Tekst ukazał się 30/6/11 w „Dużym Formacie”