Koleżanka powiedziała mi, że jest hajp na płytę Celińskiej. Sam nie zwróciłem uwagi na to, żeby ponad miarę jarali się nią znajomi. Zauważyłem za to, że całkiem poważni ludzie piszą o Celińskiej po różnych gazetach i portalach. Nawet Tomasz Cyz zabrał głos. Kupiłem, napisałem.
Tadeusz Sobolewski zwrócił uwagę, że w tych długich, długich utworach za mało jest Celińskiej. Rzeczywiście, kawałki po sześć, osiem minut, długie introdukcje, a później na dwie minuty głosik artystki. Błażej Król pewnie nie doczekałby do jej wejścia. Jednak płyta jest podpisana także przez Bartka Wąsika i Royal String Quartet, więc nie oczekiwałem tutaj samych recytacji i śpiewu. Jest w porządku. A zespół świetny, więc z przyjemnością słucha się partii instrumentalnych. Przypuszczam, że gdyby Nowy Teatr dołożył do wydania płytę instrumentalną, byłbym uszczęśliwiony.
Do rzeczy. To jest chyba pierwsza płyta od „Luminalu” Komet, o której napisałem w dwóch miejscach. Najpierw tydzień temu w „Wyborczej”:
Tytuł autobiografii Stanisławy Celińskiej to „Niejedno przeszłam”. Pasuje też do bohaterki tej płyty, miasta kobiety. Jej przejścia aktorka wymienia choćby w „Warszawie” T.Love’u. Hitler, Stalin, ale również – uwaga – przepicie i rzeka ścieków, bo to też są przejścia. Po 20 latach słuchania oryginału orientuję się, że fraza „kochanie, nakarmisz mnie snami” skierowana jest do Warszawy. Tu ludzi przyjeżdżają po swoje sny, te kolorowe, z przeboju Niemena.
Jest współcześnie w Warszawie kłopot z przyjezdnymi. Narzekają, że im tu źle, ale zostają. Ci, którzy przyjechali tu dawniej, pogardliwie mówią na tych świeższych „słoiki”, pragną, żeby płacili tu podatki. A sami na Ogród Krasińskich mówią „park”. Co za smętne biadolenie. To miasto jest dla wszystkich, którzy chcą się go nauczyć. „Warszawa da się nie lubić, ale po co, czemu tak?”.
Od lat śpiewająca Celińska, warszawianka, staje się na tej płycie Warszawą. Pianista Bartek Wąsik i Royal String Quartet (ostatnio nagrali kwartety Góreckiego oraz uratowali karierę Kayah) grają piosenki o niej – od „Takiej Warszawy” Bajmu, przez Osiecką, Młynarskiego, Gałczyńskiego, po wstrząsające „Warszawo ma”. Jest instrumentalna „Warszawa” Bowiego, a mieszają się w to Glass, Górecki i Chopin. Podkreślam, to nie są hity zimy 2013. „Nowa Warszawa” to głęboka, mocna płyta o tym, czego nie ma i już nie będzie. O marzeniach i klęskach. O tym, drogie „słoiki” i „prawdziwi”, że w tym mieście nie pozwolimy już zrobić getta.
Świetna, epokowa rzecz. Jedyny kłopot, że album można kupić chyba tylko na spektaklach i w sklepie Traffic.
Tekst ukazał się 11/1/13 w „Gazecie Wyborczej”
A później na Culture.pl – dłużej. Oto fragment:
Stanisława Celińska mieści w sobie całą Warszawę. Urodziła się tu po wojnie, mieszkała w kilku dzielnicach od Pragi po Ursynów i dobrze czuje nie tylko przeszłość miasta, ale też jego współczesność. Jak sama wspominała, bywa „Stachą ze Stalowej” (przez twarde „l”). W porę dostrzegł to 34-letni aranżer i pianista Bartłomiej Wąsik – i płyta planowana jako zestaw warszawskich piosenek śpiewanych przez różnych wokalistów zmieniła się w debiutancki album Celińskiej.
Wąsik przyznaje, że ostatecznego wyboru piosenek dokonał już z myślą o niej. Nastrój płyty jest melancholijny, przymglony, uśmiech jakby malowany w sepii miesza się z tłumionym szlochem. Śpiewająca od lat 60. aktorka nie musi wołać wielkimi literami – to odmiana w stosunku do tego, jak się dziś nagrywa muzykę i jak jej słucha. To Celińska sprawia, że od słuchania „Nowej Warszawy” lecą łzy jak grochy.
Płyta zaczyna się od instrumentalnej kompozycji Davida Bowiego „Warszawa”. Oryginalny utwór otwiera berliński, chłodny okresu brytyjskiego muzyka. Ważny jest moment powstania „Warszawy”, rok 1973, gdy Bowie w podróży między Moskwą a Paryżem spędził trochę czasu w okolicy Dworca Gdańskiego (Centralnego jeszcze nie było). Celińska – tak jak Bowie przez całą karierę – wchodzi „Nową Warszawą” na nowy dla siebie teren i zmienia zasady gry. Jej podejście jest gorące, młodzieńcze. (...)
Oprócz tego mam uwagi techniczne, które głupio było mi ogłaszać drukiem.
1) Niełatwo jest kupić tę płytę – poza spektaklami sprzedaje ją chyba wyłącznie Traffic (trzeba przyznać, że także w internecie: przez Allegro i przez własną stronę). Charakterystyczne, że po wpisaniu w Google: „nowa warszawa celińska” kolejnym sugerowanym słowem nie jest „chomikuj”, lecz: „youtube”, „kup” bądź „empik”. Zainteresowani chcą to kupić, a nie ukraść, tylko że nie wiedzą gdzie.
2) Płytę wydano dość kiepsko, tak jakby wydawca próbował od nowa wynaleźć coś, co już dawno dobrze działa: digipack. Kompakt wciśnięto w źle sklejone tekturowe pudełko, razem z nim ciekawą i piękną wkładkę, tylko że trudno te przedmioty wydobyć. Takie opakowanie jest niewygodne i może się łatwo zniszczyć.