Już poprzednia płyta „Liebestod” była bardzo dobra, ale to właśnie trzeci materiał Wesołowskiego jest wybitny.
„Rite Of The End”, nowa płyta 32-letniego Stefana Wesołowskiego, czerpie z dwóch studni – muzyki kameralnej oraz elektronicznej. W zeszłym roku artysta koncertował z tym materiałem w nowojorskim klubie (Le) Poisson Rouge oraz w Mediatece w Tychach, gdzie zaprosili go organizator Filip Berkowicz oraz znakomita orkiestra AUKSO. Wesołowski pisze muzykę teatralną (np. do „Triumfu woli” Strzępki i Demirskiego), filmową (nominowany do nagród BAFTA i Emmy dokument „Listen To Me Marlon” o Marlonie Brando). Pracuje nad ścieżką dźwiękową do filmu Kuby Mikurdy o Walerianie Borowczyku.
Wesołowski wydał na Zachodzie już kolejny album. Trzy lata temu, po głośnej premierze na festiwalu Unsound, amerykańskie Important Records wydały „Liebestod”. Artysta ma kontrakt z firmą publishingową Mute Song (opiekuje się m.in. Nickiem Cave’em, grupami Laibach i Swans). Jego wydawcą w Europie jest francuskie Ici d’Ailleurs, które dwa lata temu wznowiło wydaną pierwotnie w 2008 r. debiutancką płytę „Kompleta” – napisane do modlitw i hymnów brewiarzowych kompozycje na dwa głosy, kwartet smyczkowy i elektronikę.
O ile „Liebestod” był bardzo dobry, o tyle właśnie wydany trzeci materiał Wesołowskiego jest wybitny. Na „Rite Of The End” kompozytor połączył akustyczne instrumenty z syntezatorami, muzykę klasyczną z ambientem i noise’em. Dominują instrumenty smyczkowe – Wesołowski jest skrzypkiem – oraz dęte, ale z upływem minut album przesiąka mocnymi elektronicznymi brzmieniami. Artysta manipuluje natężeniem dźwięku, długie frazy instrumentów obudowuje ledwo zarysowanym pulsem, ale elektryczną wichurę zostawia na ostatni utwór. Mimo „końca” w tytule albumu głęboko uduchowiona muzyka Wesołowskiego jest skierowana w przyszłość, daje nadzieję, otwiera słuchacza.
Mieszkający w Gdańsku Wesołowski, absolwent Academie Musicale de Villecroze, po wydaniu „Rite Of The End” powoływał się na inspirację twórczością Sergiusza Prokofiewa, Steve’a Reicha i Briana Eno. Wpływ na niego musiała też wywrzeć wieloletnia współpraca z innym gdańszczaninem Michałem Jacaszkiem, współautorem „Komplety”. Wesołowski był z kolei współtwórcą albumu Jacaszka „Treny”, pomagał mu też przy „Pentral”.
» Do recenzji płyty Jacaszka „Kwiaty” »
Wesołowski i Jacaszek to mądrzy kompozytorzy. Ich muzyka jest chłodna, ale rozpala w słuchaczach melancholię i jakiś rodzaj nostalgii. Obrazy rozpadu, końca czegoś, przemijania w muzyce Jacaszka i Wesołowskiego służą transcendencji. Kto ma uszy, niechaj słucha. Zaczyna się nowe.
Tekst ukazał się 7/7/17 w „Gazecie Wyborczej” – w portalu więcej recenzji