Gdybym chciał tym tekstem naśladować wydawnictwa płytowe Lado ABC, to musiałby on być spóźniony, zabawny, świetny i powinien też być nową formą. Przysięgam, że jedną z wymienionych jakości ten tekst ma, ale trudno nadać kilku zdaniom wszystkie te cechy naraz.
Lado ABC powstało mniej więcej 10 lat temu. Tego lata w Warszawie w ramach cyklu „Lado w mieście” można posłuchać darmowych koncertów prawie wszystkich artystów, którzy związali się z tą rodzinno-kumpelską firmą. W związku z ceną i pogodą przychodzą nie tylko starzy fani. W tym tygodniu widziałem chłopaka na rowerze, który po koncercie LXMP podjechał do chwilę wcześniej grającego Macia Morettiego ze słowami: „Pierwszy raz byłem na koncercie i jesteście niesamowici”. Godzinę później pewna dziewczyna relacjonowała koleżankom występ Profesjonalizmu (tym składem dowodzi Marcin Masecki): „Byłam w szoku. Nigdy czegoś takiego nie słyszałam. Siedziałam z rozdziawioną gębą”.
Opis obu zespołów najbardziej znanych muzyków z kręgu Lado byłby tak długi i skomplikowany, że się o niego nie pokuszę, niemniej ich muzyka rzeczywiście jest nietypowa. To cecha większości artystów z Lado. Trudno ich przyszpilić, przyjemnie słuchać – łatwo rozdziawić gębę – a warto też popatrzyć. Ale co tak właściwie ujmuje koncertowych żółtodziobów? „Chyba najważniejsze to nie dać wbić się w taką rolę, że ktoś zacznie przed tobą klękać. Trzeba mieć świadomość, że między tobą a publicznością wcale nie ma dystansu” – mówił Moretti w jednym z wywiadów.
Zdarza się, że muzycy prowadzący Lado ABC wykonują ruchy nieopłacalne, ale jakże piękne! Należy do nich ponowne, koncertowe nagranie debiutanckiej płyty Zbigniewa Wodeckiego z 1976 r. z udziałem Polskiej Orkiestry Radiowej przez kilkunastoosobowy zespół Mitch & Mitch i chórek. Płyta (oby DVD) z występem ze Studia im. Lutosławskiego w Warszawie może się ukazać jeszcze w tym roku. Nie do wiary, ale przed interwencją Mitchów Wodecki nigdy nie grał tych piosenek na żywo.
To nie było zrobione dla żartu, lecz z pasji – dlatego że fajnie byłoby to zrobić. Jakiś własny rodzaj luzu muzyków z Lado ABC jest ważniejszy niż ich specyficzny humor. Niektóre rzeczy po prostu się robi, tak jak firmę, która stała się jedną z najważniejszych w Polsce, nie przechodząc jednocześnie do głównego nurtu. Nazwę wymyślili na poczekaniu, Lado to po portugalsku „strona”, A i B to tradycyjnie oznaczenia kasetowej strony pierwszej i drugiej. W katalogu wytwórni funkcjonuje umowny podział na kategorie A (elektronika), B (piosenki gitarowe) i C (muzyka akustyczna i improwizowana). Rodzajów jest jednak więcej, a płyt – grubo powyżej pół setki.
Na koncie Lado ABC ma też kasety, winyle, jedno DVD i masę pięknych projektów graficznych. Nie ma co psuć sobie oczu czytaniem o nich. Nie chciałbym przechwalić muzyki, która mnie po prostu cieszy. Na stronie internetowej Lado ABC napisano: „Mamy dziesięciolecie. Czwarta klasa”. O tak, klasa jest.
Moje 10 płyt na 10 lat Lado ABC:
1. Wovoka – „Trees Against The Sky”. Korzenna muzyka Ameryki Północnej, najciemniejsze bluesowe pieśni błyszczą w rękach supergrupy pod wodzą gitarowego archeologa Raphaela Rogińskiego.
2. Horny Trees – „Branches Of Dirty Delight”. Najpiękniejsza z umownie „jazzowych” płyt wydanych nakładem Lado ABC – dzieło trójki artystów grających wyłącznie na drewnianych instrumentach.
3. Kristen – „An Accident”. Transowo-ekstatyczne oblicze pochodzącego ze Szczecina gitarowego tria, kompozytorski majstersztyk. Element bardzo taniej i bardzo wartościowej serii „supported by Lado ABC”.
4. Polpo Motel – „Polpo Motel”. Mroczna, kuśtykająca elektronika Daniela Pigońskiego grana na najprostszych keyboardach z niesamowitym głosem sopranistki Olgi Mysłowskiej.
5. Mitch & Mitch – „12 Catchy Tunes (We Wish We Had Composed)”. Flagowy zespół Lado ABC przemienia się z duetu country w big band grający piosenki wszelkich stylów. Kuszt wykonawczy i genialne poczucie humoru.
6. Marcin Masecki – „Die Kunst der Fuge”. Pianista szukający swej drogi między improwizacją a klasyką po kilku latach znajduje sposób na nagranie Bacha – na dyktafon.
7. Baaba – „The Wrong Vampire”. Zespół Bartosza Webera przerabia na własną modłę ścieżkę dźwiękową do „Nieustraszonych pogromców wampirów” autorstwa Krzysztofa Komedy. Śpiewa Natalia Przybysz.
8. Cukunft – „Itstikeyt/Fargangenheit”. Jeszcze raz Rogiński. Tym razem dwie godziny muzyki żydowskiej z solidnym udziałem duetu chuliganów klarnetu Szamburski – Górczyński. Materiał prezentowany m.in. na żydowskich weselach.
9. Paristetris – „Honey Darlin’ ”. Drugi album zespołu Candelarii Saenz Valiente (na zdjęciu), jej męża Maseckiego i ich przyjaciela Morettiego – uznanych wtedy za najmocniejszy skład polskiej sceny niezależnej. Wrażliwość, siła i piękne piosenki.
10. Paula i Karol – „Overshare”. Kanadyjka i Polak (z nowojorską historią w tle) nagrywają chyba najlepszą polską odpowiedź na światowy szał na folk. Jest to odpowiedź miejska. Szczerze, słodko-gorzko i tylko szkoda, że po angielsku.
Opisy wydawnictw i artystów można znaleźć na stronie ladoabc.com.
Tekst ukazał się 19/7/14 w „Gazecie Wyborczej” – w portalu więcej recenzji