Przed świętami mieliśmy trochę mrozu, krzynkę śniegu, nastawiłem więc ucho na Islandię – ostatnio grupa stamtąd, Mum (zdarza się pisownia múm), wydała nową, piątą płytę. O niej napiszę wkrótce, bo mi się nawet podoba, przed świętami słuchałem jednak starego dobrego „Yesterday”. Okazja czyni złodzieja, dwa słowa o takim starociu nie zaszkodzą, a chciałbym jakoś uporządkować swoje myśli, zanim ocenię, dokąd dotarł zespół przez te osiem lat.
Szukam bodźców u Jakuba Ziołka i ukojenia u Mary Lattimore. A do tego polecam
spaghetti western Giorgio Fazera, szorstkość Order of the Rainbow Girls i wiele innych.